Po raz trzeci już dzisiaj mijam ten dziwny obraz na
korytarzu i za każdym razem coraz bardziej wydaje mi się, że on do mnie mówi.
Ktoś do mnie mówi. Obracam się wokół własnej osi i nie widzę nikogo, kto mógłby
chociaż pisnąć.
Przyglądam się bardziej temu obrazowi. Jest ogromny,
prawie na połowę długości ściany. Pearl mi kiedyś o nim opowiadała - jest na
nim Aria, jedna z najpotężniejszych czarodziejek na świecie. Nie żyje,
niestety. Dzieło ukazuje jej walkę z kimś, kogo twarzy nie widać, zamazano ją.
Nie wiem, czy dla bezpieczeństwa, czy z innego powodu. Postać ma na sobie
czarne szaty i kaptur, a w dłoni trzyma berło z zielonym diamentem na
czele.
Marszczę brwi, kiedy znowu słyszę szept. Słyszę swoje
imię.
Potem na obrazie pojawia się odcisk dłoni świecący
krwistą, brudną czerwienią. Nie zastanawiam się długo, zanim uniosę swoją dłoń.
Analizuję ją i ten odcisk, który wydaje mi się cholernie podejrzany. Dziesięć
razy zastanawiam się, czy powinnam dotknąć obrazu; czy nic mi się nie stanie. W
końcu nic nie wymyślam.
Lecę na całość.
Przykładam dłoń do czerwonego odcisku. Piecze jak
cholera. Z mojego wnętrza wyrywa się bolesny jęk, który tłumię zaciśnięciem
zębów. Chcę oderwać dłoń, ale już się nie da. Jakby się przykleiła, i to tak
konkretnie. Mam wrażenie, że krew mi buzuje, a magia chce wprost rozerwać mi
ciało. Ból przelewa się przeze mnie jak woda obmywająca ciało.
Zamykam oczy. Czuję silny powiew wiatru, chłód
przepływający pod moimi stopami. Słyszę słowa wypowiadane z niezawodną
szybkością, słyszę nienawiść, strach i rozpacz. Oddycham głęboko, dopóki nie
otworzę oczu. Jestem na wielkiej polanie zlewającej się z horyzontem.
Zaschnięta ziemia, połamane drzewa, burzące się budynki. Wszystko, dosłownie
wszystko jest w gorszym, niż opłakanym stanie.
Staram się zrozumieć, co się właśnie stało, ale nie
potrafię nawet normalnie odetchnąć. Rozglądam się, lecz na głównym planie
zauważam Arię. Jest żywa, prawdziwa i właśnie walczy z demonem. Bardzo szybko
odkrywam, że twarzy demona nie widać, bo zwyczajnie jej nie ma. Pod kapturem
kryje się przerażająca ciemność. To zupełnie tak, jak w tych bajkach dla dzieci
- zły pan nigdy nie miał prawdziwego oblicza. Ukrywali ją za mrokiem, żeby
wszyscy się bali.
Ja też się boję.
Aria wykonuje perfekcyjny obrót. Palce jej się świecą,
pojawia się smuga światła bielszego niż kiedykolwiek było dane mi zobaczyć.
Czarodziejka ciska nią w demona, a ten wydaje z siebie krzyk, który będzie mnie
prześladował przez kolejne lata. Wszystkie demony wokół, wszyscy jego słudzy
padają na kolana.
Nie żyją.
Aria jest wykończona, ale nie upada. Obserwuje
wszystko wokół, a w jej oczach dostrzegam ból. Mnóstwo cierpienia. W pewnym
momencie dostrzega i mnie. Spodziewam się jednego - zabije mnie. Nie powinno
mnie tu być, a jednak jestem w najgorszym, a zarazem najlepszym momencie. Nie
wiem jakim cudem i nie wiem dlaczego, ale nic nie dzieje się bez powodu. Na
pewno nie w tym świecie.
Zaciskam pięść.
- Lydia Carter. - Słyszę jej słaby, ale przepiękny
głos. Nie wiem co robić, więc najzwyczajniej w świecie nie robię nic. -
Czekałam na ciebie, czarodziejko.
Przełykam ślinę.
- Skąd zna pani moje imię? Dlaczego tu jestem?
- Galahiti się rozpada. Zostało wam może kilka dni,
nim wszystko legnie w gruzach. Wszyscy zginiecie, jeśli nie wykonacie zaklęcia
jak najszybciej to możliwe - powiedziała, wyraźnie przejęta naszą
sytuacją.
Halo, laska! Dopiero zabiłaś najsilniejszego demona i
przejmujesz się jedną głupią wyspą? Coś jest nie halo z tym światem. Albo ze
mną.
- Dlaczego mi to mówisz? - pytam niepewnie. - Nie
rozumiem.
- Bo jesteś wyjątkowa i jako jedyna rozumiesz, co
naprawdę się stanie z tym światem. Z waszym światem. Patrzę na tych wszystkich
ludzi od miliona lat i nigdy nie widziałam kogoś takiego jak ty i twoi
przyjaciele - oznajmia. - Gdybyś tylko chciała mnie wysłuchać, tak wiele mam ci
do powiedzenia.
Jestem wyjątkowa? Chyba śnię.
- N-nie jestem pewna... Będą się martwić. Nie mogę
zostawić przyjaciół samych, podczas...
Czarodziejka wchodzi mi w słowo.
Wygląda, jakby nabierała sił podczas tej rozmowy. Jej
skóra nabiera żywszego koloru, a włosy zadziwiająco się regenerują.
- Czas się zatrzymał. Nikt nie będzie wiedział, że
cokolwiek widziałaś z tego świata.
- Cokolwiek chce pani mi powiedzieć, proszę zrobić to
teraz. Nie jestem pewna, czy będę w stanie tu wrócić.
Aria uśmiecha się łagodnie.
- Wrócisz – mówi spokojnie. – Nie martw się niczym.
Teraz musisz tylko słuchać głosu swojego serca, dziecko. Porozmawiamy następnym
razem. Mam ci wiele do opowiedzenia.
Mrugam oczyma. Nie wiem dlaczego to robię, ale w
sekundzie znów jestem na tym korytarzu. Tym razem nic mnie nie boli, ani nie
piecze. Czuję tylko delikatne przebłyski magii. Czuję jej obecność, silniejszą
niż zwykle.
Rozglądam się dla bezpieczeństwa ale nikogo nie widać.
Zerkam na zegar wiszący na ścianie i nie mogę wyjść z podziwu. Czas naprawdę
się zatrzymał. Aria nie kłamała, więc ja chyba nie wariuję. CHYBA. To dobre
określenie na ten przypadek.
Teraz musisz tylko
słuchać głosu serca.
O co jej chodziło?
Idąc korytarzem, wciąż cała drżę. Nie wierzę w to
wszystko, co widziałam i słyszałam. To jakby sięgnąć drugiego świata – świata ukrytego
pod czarną, nieprzenikliwą ścianą; świata, do którego tylko nieliczni mają
dostęp. Czy ja go mam? Czy dalej powinnam w to brnąć? Czy zaszyć w swoim
świecie i zapomnieć, że kiedykolwiek to widziałam.
Aria jest istotą nieosiągalną, potężną, ale przede
wszystkim martwą od wielu setek lat. Nie
można igrać z takim złem, dobrem, czymkolwiek ona jest. Ja boję się w tym
uczestniczyć, choć możliwość nauczenia się od niej sztuki magii bardzo mnie
intryguje, czuję, że to zły pomysł.
Tymczasem mijając pokój Rosalie, słyszę jej głos. Podniesiony
głos. Krzyczy na kogoś, a to nie zdarza się często. Nie w jej przypadku. Dlatego
zatrzymuję się na moment i pukam do drzwi. Słysząc pozwolenie na wejście,
otwieram drzwi. W środku zastaję Seana i Rosalie po dwóch przeciwnych stronach
pomieszczenia. Nie dziwi mnie, że się kłócą. Dziwi mnie to, że on tu jest. Po co?
- Coś nie tak? – pytam po chwili, zamykając za sobą
drzwi. Rosalie ma wściekłe spojrzenie, co zdarza jej się bardzo często w
towarzystwie Seana. Nie przepada za nim, nawet jeśli ja go toleruję. Kiedy Rose
milczy, patrzę na szatyna. – Co tu robisz?
Sean wzdycha, rzucając Rosalie nikłe spojrzenie.
- Przyszedłem, ponieważ Rosalie ma księgę czarów,
której potrzebuję – wyjaśnia na spokojnie. – Nie chce mi jej oddać, dlatego się
kłócimy.
Patrzę pytająco na przyjaciółkę. Elfka nie ma powodu,
by czytać księgę zaklęć przekazaną czarodziejom. Jeśli ją ma, musi mieć
konkretny powód, by nie chcieć jej oddać. Pytanie tylko jaki. Ufam jej
najbardziej z tych wszystkich ludzi, tylko jej mogę ufać. Nienawidzę być
pomiędzy nimi, ponieważ Sean nigdy nie był i z pewnością nie będzie jej
ulubieńcem, ale ja nie jestem nią. Chcę dobrze dla obojga.
Rosalie nie chce rozmawiać przy nim. Widzę to po jej
spojrzeniu.
- Sean – zerkam na chłopaka. – Zostaw nas.
- Nie wyjdę bez księgi.
Kto by pomyślał, że taki uparty jest.
Gromię go wzrokiem.
- Znajdę cię później. Proszę, wyjdź.
Sean szuka odpowiedzi w moich oczach, ale
najwidoczniej jej nie znajduje. Wzdycha tylko i mija mnie z rażącą
obojętnością, złością. On nigdy się nie zmieni. Zawsze pozostanie tym skrytym w
mroku chłopakiem, który unika ludzi jak ognia i… nienawidzi mnie, za to
wszystko. Wzdrygam się i wiodę tylko za zamykającymi się drzwiami. One się nie
zamykają, one się zatrzaskują.
- O co wam poszło tak naprawdę? – pytam za chwilę.
Rose siada na swoim łóżku i bawi się palcami. – Wiem, że go nienawidzisz. To
żadna nowość i wcale cię za to nie winię. Chcę tylko wiedzieć, co jest powodem
jego złości i twojego zachowania – mówię. – Wiem, że nie chodzi tylko o tą
głupią księgę. W bibliotece ukryta jest kopia.
Rosalie patrzy na mnie przepraszająco.
- Chodź – ponagla mnie i wskazuje miejsce obok siebie.
– Usiądź.
Niepewnie, lecz wykonuję jej prośbę.
- To prawda, że zabrałam mu księgę. Chciałam tylko
wiedzieć czego tam szukał no i przestudiować raz jeszcze zaklęcie ostateczne. Nie
ufam magii takiej jak ta i boję się, że coś wam się stanie. Sean się
zdenerwował i w sumie zeszło na twój temat.
- Co mu powiedziałaś? – pytam cicho.
Wzrusza ramionami.
- Żeby dał ci spokój, bo ty kochasz Dylana, a on tylko
miesza ci w głowie. – Odrywam od niej wzrok i wbijam go w podłogę. Dlaczego ona
się wtrąca w moje sprawy uczuciowe? Martwi się, ale to wciąż jest moje życie. –
Kiedy powiedział, że nie ma zamiaru nic zmieniać, zaczęliśmy się kłócić i ty
weszłaś.
Milczę przez dłuższą chwilę. Wprowadzam Rosalie w stan
niepewności, wiem to, ale nie stać mnie na żadne słowa pocieszenia. Nie ważne
jak bardzo ją kocham. Rose nie ma prawa wtrącać się pomiędzy mnie i Seana,
tylko żeby ratować mój związek z Dylanem. Chciała dobrze, ale czasami trzeba po
prostu dać sobie spokój.
Obejmuję ją ramieniem.
- Wszystko w porządku. Chciałaś dobrze, ale Sean jest
impulsywny i wiesz to lepiej, niż ktokolwiek inny. Proszę cię, nigdy więcej nie
rozmawiaj z nim o mnie, a jeśli już, to przynajmniej się nie kłóćcie – mówię,
na co ona kiwa głową. Odsuwam się. – Muszę go znaleźć. Potem się zobaczymy.
Sala ćwiczeń. Spodziewałam się, że właśnie tu go
zastanę. Wchodząc, widzę jak wyżywa się na wszystkim po kolei. Chyba już nie
interesuje go żadna księga zaklęć.
- Chowasz się w najbardziej przewidywalnym miejscu. Wyszedłeś
z wprawy? – pytam, kiedy wreszcie mnie zauważa i przestaje cokolwiek robić. –
Okłamałeś mnie. Kłóciliście się przeze mnie.
- Uważasz, że to nie w porządku, i że Rose ma racje,
ale nie wiesz tego na pewno – odpowiada spokojnie, jeszcze dyszy po treningu. –
Nie chciałem dać za wygraną, bo ona nie ma racji. Nie jestem dla ciebie
zagrożeniem, ani kimś, kto spycha cię na złą drogę.
Kręcę głową, podchodząc do niego powoli.
- Ona się martwi. Zależy jej na moim bezpieczeństwie i
związku z Dylanem – wyjaśniam.
Sean uspokaja się z sekundy na sekundę. Dopiero teraz
zauważam, że nie ma na sobie koszulki i jego oczy widzą tylko mnie. Kiedyś Dylan
patrzył na mnie w taki sposób, ale jednak inny. Wszystko się zmienia z upływem
czasu. Nie dostrzegam tego na bieżąco, ale widzę na finale. Wszyscy się
zmieniamy – chcemy tego, czy nie. Sean wciąż jest taki sam. Nie panuje nad nim
paniczny strach o moje bezpieczeństwo, niczego na mnie nie wymusza.
- To jest w porządku – mówi w momencie Sean. Unoszę brew.
– Twój związek z Dylanem. Jej troska o twoje bezpieczeństwo. Ale jesteś dorosła
i potrafisz decydować o swoim życiu, nikt nie zrobi tego za ciebie i nikt tak
naprawdę nie wie, czego chcesz.
Hale odwraca się ode mnie i idzie po swoją koszulkę,
którą zaraz ubiera. Cholera. Obejmuję
ramiona dłońmi i przyglądam mu się przez chwilę. Zastanawia mnie, dlaczego
Rosalie tak go nienawidzi. Nic jej nie zrobił, nigdy się nie wychyla, a nawet
jeśli, robi to tak, jakby był cieniem. To mnie próbował zabić i wciąż mu nie
wybaczyłam, ale jej nic nie zrobił.
- To uzasadnione, że Rosalie mnie nie lubi – odzywa się.
Wybudzam się z myśli i patrzę na niego pytająco. – Próbowałem cię zabić. Nie
jeden raz.
- To prawda. Dylan wie? Jeśli wie i jeszcze żyjesz,
znaczy że miał pranie mózgu – zauważam z uśmiechem. Sean mi wtóruje, choć z
bólem.
- Nie wie – odpowiada cicho. – Rosalie wie i dlatego
tak bardzo mnie nie lubi. Ty jesteś głupia, skoro wciąż chcesz mnie widywać. Pomimo
tego jak bardzo zaszedłem ci za skórę.
Właśnie. Zaszedłeś mi
za skórę i teraz nie chcesz wyjść. Dlatego tu jestem, bo nie potrafię pozbyć
się ciebie z mojej głowy i zapomnieć wszystkiego, co dla mnie zrobiłeś bądź
nie. Bo chcę się przekonać na własną rękę, kim tak naprawdę jesteś.
- Mogę być głupia – stwierdzam. – Nie przeszkadza mi
to, dopóki nikt nie zawraca mi głowy.
Sean wzdycha, kręcąc głową.
- Nawet mnie nie znasz.
- Ty też mnie nie znasz – zauważam, poważniej niż wcześniej.
– To nie znaczy, ze powinnam się ciebie bać. Ciągle kręcisz się wokół mnie, nie
tak łatwo to ignorować.
- A czego ty chcesz? – pyta mnie nagle.
Trudne pytanie.
- Chciałabym
dowiedzieć się, zanim będzie za późno.
Shoshano
OdpowiedzUsuńCześć skarbie!
UsuńZ różnych powodów (w tym również mojej sklerozy ;-;) zapomniałam skomentować rozdział.
Chciałabym napisać coś długiego, fajnego i w ogóle... Ale nie mam do tego siły ani głowy.
Może kiedy wejdziesz na GG będziesz wiedzieć dlaczego XD.
Ale chciałabym chociaż w małym stopniu odwzorować komentarz, który napisałabym, gdybym czuła się lepiej ;D.
Więc tak... Wow. Magiczny świat Lydii powraca <3.
Ta scena z obrazem mnie rozwaliła. Była tak dobrze opisana, po prostu bić pokłony.
Jestem strasznie zniecierpliwiona, bo już chcę następny rozdział!
Kłótnia Seana z elfką... Tego też się nie spodziewałam. Zwłaszcza tego, że pokłócą się o Lydię.
Sean jest skomplikowany, ale i tak go lubię ;D.
Walić moje zastrzeżenia, że go nie lubię i nienawidzę. Całym sercem jestem #TEAMSEAN (nawet się rymuje xD) Muszę wymyślić jakąś nazwę dla Seana i Lydii <3. (Selydia, Lydina, Sedi? Nie wiem XD)
Wybacz, że komentarz taki, a nie inny :/
Kocham,
Shoshano aka Kerry aka Kercia aka Paw aka Ludź aka Małpa