11.03.2016

23. Control



- Lydia!
Obracam się nagle i wyciągam ręce przed siebie, tym samym odpierając atak ognistych kul, nasłanych przez Lailę. Kobieta postanowiła, że od dziś treningi będą znacznie ostrzejsze. Będzie mnie atakowała i wypytywała o te wszystkie "ważne" rzeczy, które powinnam wiedzieć. Zatrzymuję ogień w powietrzu i niszczę go, zaciskając dłonie w pięści. Po wszystkim obrzucam nauczycielkę wściekłym spojrzeniem i opuszczam dłonie. 
Zdecydowanie nie podoba mi się pomysł czarnowłosej. Ona się tym bawi, ale ja równie dobrze mogłabym stracić włosy przy najmniejszym błędzie albo chwilowym braku skupienia. Wcale się z tym nie zgadzam i nigdy nie będę... Kocham swoje włosy i tego się trzymam. 
Laila śmieje się dumnie i opiera o wysokie drzewo, bacznie mnie obserwując w tym czasie. Jestem zła. Jestem cholernie zła, ale jak to mówią "czasem trzeba robić dobrą minę do złej gry". Dasz radę, Lydia. Chyba nie mam innego wyjścia, jak tylko przystać na głupie pomysły upartej czarodziejki, która czerpie radość z moich lekcji, ale ja wręcz przeciwnie. 
- Ciebie to śmieszy? - pytam unosząc brwi. 
- A i owszem... Ale spokojnie, przy dobrej koncentracji nie spłoniesz żywcem. 
Bardzo zabawne. 
Laila wybrała właśnie ten typ żywiołu, ponieważ jest najgroźniejszy i zmobilizuje mnie do działania. No bo kto chciałby zostać spalony żywcem, albo pozbyć się - przez przypadek - swoich włosów? Ona nie. Ja tym bardziej nie. 
- Skup się! - warczy czarnowłosa i odpycha się od drzewa po to, by stworzyć nad nami ścianę wody. - Zadbaj o to, żebyśmy nie musiały wracać do domu mokre, jasne? 
- A mam jakiś wybór? 
- Nie sądzę - mówi i nagle przestaje panować nad żywiołem. - Powodzenia.
Przez ćwierć sekundy myślę, że zaraz pewnie będziemy wracać mokre, ale szybko się ogarnęłam, unoszę ręce lekko w górę i skupiam się na magii. Ściana nieruchomieje. Słyszę lisi śmiech czarodziejki w tle, co troszeczkę mnie dekoncentruje, ale zachowuję kamienną twarz. Nagle czarnowłosa kiwa do kogoś głową. Nie mam pojęcia do kogo, bo w ciemnościach lasu bardzo trudno jest mi kogoś wypatrzeć, zwłaszcza, gdy nade mną jest ogromna ściana krystalicznej wody. 
To bardzo w stylu Laili, że urządza mi trening nocą. Bo dlaczego niby nie? Przecież wcześniej cały dzień siedziała w książkach... Więc teraz najlepiej mi nie pozwalać spać. 
Nagle Laila znika w otchłani mroku. Pozostaje po niej tylko szary dym, który również ulatnia się na skutek powiewu ciepłego wiatru o morskiej woni. Słyszę napinanie cięciwy i wystrzał drewnianej strzały z krystalicznie metalowym wykończeniem, ostrzem, które mogłoby przebić człowieka na wylot i jeszcze wbić się w jakieś drzewo. Tym razem - tak jak sądziłam - jest wycelowana prosto w moją tętnicę. Wystarczająco szybko zmieniam układ i teraz ściana wodna utrzymuje się tylko dlatego, że tego chcę, natomiast strzałę zatrzymuję magicznie, choć tylko kilka centymetrów przed moją szyją. Chwytam broń w obie dłonie i łamię ją z impetem. 
Mój zabójca wyłania się z cienia. 
Momentalnie rozpoznaję sylwetkę i przyglądam jej się z podziwem, ale nie brakuje mi nienawiści. 
Zapiera mi dech w piersi. 
- Sprytnie - mruczy zmysłowo, ale przede wszystkim dumnie, wściekle. 
- Tak bardzo pragniesz mojej śmierci? - warczę. 
- Pragnę tylko dwóch rzeczy, ale nie jest to patrzenie na twoje zwłoki. Choć przyznaję, spodobał mi się pomysł Laili. To świetna nauczycielka, nie sądzisz? 
No nie wierzę. Moja własna nauczycielka chce mojej śmierci. 
Prycham złośliwie. 
- Ona chce, żebyś nauczyła się panowania nad sobą. Kontroli. Sztuki wykonywania kilku rzeczy na raz... - Chłopak spogląda w górę. - Jak widać całkiem dobrze ci idzie, ale do perfekcjonizmu ci daleko. 
- Uwielbiasz mnie krytykować, prawda? 
Hale śmieje się kpiąco.
Wciąż stoi w pozycji bojowej, a łuk trzyma w prawej ręce. Ma na sobie czarny strój, który składa się ze spodni i koszulki bez rękawów, ale z dekoltem w trójkąt. 
Ciekawe co by powiedział, na małą kąpiel? 
Uśmiecham się szyderczo i tak przez przypadek przestaję panować nad wodą, która kilka sekund później oblewa naszą dwójkę, a dzieli nas tylko kilka metrów. Chłopak jest cały mokry i wściekły. Ja również, ale przynajmniej nie mam teraz problemu z bronią. Najwyraźniej Sean również go nie ma, ponieważ upuszcza łuk, który z impetem ląduje na trawie. Potem wykonuje kilka kroków i nagle jest tuż przy mnie. 
- Naprawdę bardzo chcesz śmierci. 
- Dlaczego ty, a nie Derek? - Zmieniam temat. 
- Bo Derek i reszta elfów... Jak, z resztą, cała szkoła już śpią. 
- Wszyscy, ale nie my - przypominam mu. - A mimo to i tak wystrzeliłeś tą strzałę.. Po co? Żeby mnie potem chować pod stertą kwiatków? czy może wyrzucić na dno oceanu? 
Sean przewraca oczami. Jest zirytowany. 
- Zrobiłem to - patrzy mi prosto w oczy - bo wiedziałem, że ją zatrzymasz...
- A jeśli nie dałabym rady? 
- Wtedy ja bym to zrobił - mówi, jak gdyby nigdy nic. 
- Kiedy? - warczę. - Sama zatrzymałam ją kilka centymetrów przed moją tętnicą!
Szatyn prycha kpiąco. 
- Gdybym chciał, dostałabyś prosto w środek oka. 
- Nie musiałam tego wiedzieć... 
Chcę się odwrócić i prawie mi się udaje, gdyby nie silna dłoń na moim nadgarstku. Może i oblała nas lodowata woda, ale Jego ciało wciąż jest cholernie ciepłe... Albo tylko mi się tak wydaje. Nasze spojrzenia się spotykają. 
- Lydia...
- Przestań. 
Chłopak przeczesuje włosy dłonią. 
Mimowolnie spoglądam na krople wody spływające mu z twarzy, na cienką koszulkę przylegającą do jego ciała jak magnez... Nie, Lydia. Nie! Z trudem odrywam wzrok od Jego sylwetki, niczym u jakiegoś Boga. 
- Słuchaj - zaczynam - nasze relacje są jakie są. Nie przepadamy za sobą i niech tak zostanie.. A ty nie musisz się tłumaczyć. Wykonywałeś zadanie, a ja taką miałam lekcję. Chwila nieuwagi, a straciłabym włosy, spłonęłabym żywcem, czy strzała przebiłaby mi tętnicę. - Spotykam jego zmieszane spojrzenie. - Takie mam życie, Sean. To nie twoja wina... W takim właśnie świecie żyję i doskonale wiem, czego ode mnie wymagają. 
Przerwałam na moment, by westchnąć i kontynuować po chwili:
- Po prostu zostaw mnie w spokoju. Tak będzie najlepiej. 
- Lydia, ja nie chcę być twoim wrogiem. 
No i co ja mam robić?
- Więc dlaczego tak się zachowujesz? - pytam sfrustrowana. 
- Bo tak jest najlepiej! 
- Sean, tutaj nigdy nie będzie idealnie - szepczę. - Nigdy nie będę kimś, kim chciałabym być.. Nie zatrzymam końca świata. Nie nauczę się każdej mądrości świata magii. Nie będę miała wszystkiego, czego chcę... Ale przynajmniej się staram, okey? Mam przyjaciół i chłopaka, którego bardzo kocham... Ty też możesz być szczęśliwy.
Nawet będąc cholernie przystojnym chamem i idiotą.
- Nie, Lydia. To są dwa inne światy... Nie każdy zasługuje na szczęście. A dla ciebie najlepiej będzie, jak będziesz mnie nienawidzić, bo uwierz mi, nie chcesz mnie poznać. 
Przytakuję niepewnie, skinieniem głowy, choć wcale tego nie chcę.
Sean znika w otchłani ciemności. 
Pozostaje po nim tylko czarny dym. 
Cholerni czarodzieje. 


Wchodzę do swojego pokoju i wkurzona trzaskam za sobą drzwiami. Ściągam z siebie przemoczoną bluzkę, unoszę ją lekko i strzepuję. Dzięki temu w momencie staje się sucha, a ja znów mogę ją ubrać. To samo robię z pozostałymi ubraniami, a potem pada na miękkie łóżko. W pokoju panuje egipska ciemność. Jedynym naturalnym światłem jest księżyc, ale i tak jest do kitu i nic nie daje. Patrzę się tępo w sufit i nie potrafię.. Nie potrafię się uspokoić. 
Jestem zdenerwowana, choć sama nie wiem dlaczego. Czuję buzującą krew. Czuję jak magia krystalicznym dotykiem napiera na moje ciało i krzyczy, by się wyżyć, ale ja nie chcę. A może nie mam siły? Nerwy wciąż napierają. Przed oczami mam sceny sprzed piętnastu minut, kiedy byłam jeszcze w lesie. Cieszę się, że jeszcze niczego nie zniszczyłam będąc w takim niewytłumaczalnym stanie. 
Patrzę na ten pieprzony sufit i widzę sylwetkę Seana. Czuję na sobie jego przenikliwy wzrok i ten charakterystyczny zapach. Słyszę jego głos, odbijający się echem w mojej głowie. I istnieje tylko On i ten moment. Nic więcej. Nikt więcej... Przewracam się na drugi bok i wzdycham ciężko, chcąc zatrzeć to wspomnienie, ale nie potrafię. Potem przypominam sobie akcję, podczas której prawie podciął mi gardło sztyletem, kazał się uspokoić, a ja uciekłam w ramiona Dylana - tego, o którym powinnam teraz myśleć. 
Wspomnienia zmieniają się sekunda po sekundzie. Raz uczy mnie iluzji, drugi raz chce pozbawić mnie życia. 
"- Zrobiłem to, bo wiedziałem, że ją zatrzymasz..."
Nie mogę dłużej leżeć.
Nie mogę nic nie robić, jeśli tak mam się czuć. 
A jak się czuję? Okropnie. Powinnam teraz myśleć o Dylanie, który smacznie śpi i śni o najlepszych rzeczach na ziemi. Powiedział, że chciałby dać mi wszystko. Powiedział, że mnie kocha.. A ja od tak po prostu nie mogę wybić sobie z głowy dotyku jego przyjaciela. 
Zerkam kątem oka na swój nadgarstek i czuję się tak, jakby jego dłoń wciąż na nim tkwiła. Przecieram opuszkami palców to miejsce i kręcę głową z niedowierzaniem. Chwilę później wstaję z łóżka i wychodzę ze swojego pokoju. I tak... znowu trzaskam drzwiami. Nie obchodzi mnie, że jest środek nocy i wszyscy śpią, bo jutro będzie ciężki dzień. Zbiegam po szerokich schodach, wcześniej przebiegając przez korytarz i ląduję na parterze. Pierwszą myślą jest stołówka. Tam na pewno znajdę coś do jedzenia, a może się trochę uspokoję w międzyczasie. 
Nie zaprzeczam, jestem cholernie głodna, gdyż jadłam po południu, bo później nie miałam czasu. Spotkałam się z Ethanem, potem rozmawiałam z Rose, kiedy ona leczyła jakichś dwóch chłopaków.. a, no i siedziałam w bibliotece kilka dobrych godzin. Teraz biblioteka staje się moim pokojem. Tylko łóżka brakuje. 
Przekraczając próg stołówki, zauważam Dylana przy jednym ze stołów. Jest wyraźnie zaspany, bo podpiera głowę ręką, a w drugiej trzyma szklankę mleka. Patrzy na jakiś nieznany mi punkt na stole... 
Powinnam do niego podejść? Czy lepiej nie mieszać sobie jeszcze bardziej w głowie? 
Przygryzam dolną wargę i kręcę delikatnie głową. 
Nie zrobię mu tego. Na pewno dowie się, że coś jest nie tak, a wtedy już całkiem wpadnę... w jeszcze gorsze bagno. W takim stanie na pewno nie czytałby mi w myślach, ale jednak wolę mieć pewność. 
Cicho wycofuję się do korytarza i jeszcze ciszej wybiegam ze szkoły. Nie mogę siedzieć bezczynnie i myśleć, a na pewno nie zasnę. Zatrzymuję się jeszcze kilka metrów przed szkołą, obracam się na pięcie i wstrzymuję oddech na chwilę. 
To nigdy nie będzie mój dom.
To nie jest moje miejsce na ziemi. 
A w końcu...
Ile jeszcze błędów tu popełnię? 
Jak mam zapanować nad emocjami? 
Zaciskam mocno zęby, odwracam się i biegnę w kierunku morza. Tylko tam zdołam się opanować i odetchnąć, w samotności. 

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Wow. Tyle jestem w stanie powiedzieć. WoW.
      Co ty robisz, Ćwoku, że tak bardzo mi się to podoba? Miałam nie polubić Seana! Miałam być forever #TEAMDYLAN, a ty to rozwaliłaś :(

      Małpie jest mega smutno, bo jej mieszasz w główce :(
      Małpka już sama nie wie co ma wybrać :(
      Seana czy Dylana?
      Bo ja lubię i Dylana i Seana...
      A miałam nienawidzić Seana :(
      No błagam! :(
      Wiem, że pisałaś, że GO polubię, no, ale... Ych.....
      I tak ma być Dyldia w Epilogu!
      Jasne?
      No. :)

      Kompletnie nie mam pomysłu na komentarz :( Smutam, bo Lydia też zaczyna ,,lubić" Seana:( I jego dotyk :(
      W sumie, dobra. Co mi tam. Od dziś jestem #TEAMSEANANDDYLAN! Tylko mi tego nie spieprz i nie dodaj jakiegoś Ethana, czy coś ;x Bo wtedy będę mega zmieszana i już nikogo nie będę lubić :( A tego nie chcemy!

      Ta nauczycielka jest rąbnięta xd. Chce nam zabić Lydie, czy coś? Ogarnij się czarodziejko nauczycielko ;-;

      Ech. Brak. Pomysłu. Na. Kom. I. Dlatego. Właśnie. Jest. Taki. Dziiiiiiwny.

      Małpa przeprasza:(
      Małpa jest do dupy:(
      Nie umie pisać komów:(
      Ale Małpa Cię motzno kocha <3
      Kocham, Tulę,
      Twoja Małpa,
      Kerry aka Kercia aka Paw aka Ludź aka MAŁPA

      Usuń