15.04.2016

25. Dream


Czuję jak mocno jego usta napierają na moje i odpłacam się tym samym. Całuje mnie tak namiętnie, że zapominam o całym świecie. Pozostajemy tylko i wyłącznie my. Szatyn przesuwa ręce po mojej talii, plecach i w końcu postanawia dobrać się do mojej koszulki. Zwinnie odszukuje jej koniec, a za chwilę czuję jego dłonie na mojej nagiej skórze. Uśmiecham się słodko podczas kolejnego pocałunku i lokuję swoje ręce na jego szyi. Jedna z nich wtapia się w jego gęste, miękkie włosy. 
W końcu chłopak odrywa się ode mnie i ściąga z siebie koszulkę. Widok jego torsu zapiera mi dech w piersiach, ale zanim zdążę zareagować, szatyn wpija się w moje usta. Jego dotyk jest dla mnie najprzyjemniejszą pieszczotą na świecie. 
W końcu dziewiętnastolatek bierze mnie na ręce i przenosi na swoje łóżko, w którym chętnie ląduję. On nachyla się nade mną i znowu łączy nasze usta. Już dawno nie byłam tak szczęśliwa, jak jestem teraz. Z niemałą przyjemnością oddaję wszystkie pocałunki, dopóki szatyn nie przenosi swoich warg na moją szyję. 
Po kilku minutach odciągam go od swojego ciała i spoglądam w oczy. Są przepełnione nieopisaną dzikością, szczęściem, euforią... zwycięstwem? Na jego twarzy maluje się łobuzerski uśmiech. Nie potrafię i nie chcę odrywać od niego wzroku. Nie chcę przerywać tej chwili, ale czuję, że nie powinnam tu być. Nie z nim. 
- Co my robimy? - szepczę. - Nie jestem taka... 
- Jesteś, ale nie chcesz tego pokazywać. Chcesz tu być tak bardzo jak ja tego chcę, tylko boisz się, co pomyślą twoi przyjaciele. Boisz się przyznać, że w tobie też drzemie mrok - odpowiada półgłosem. 
- Nie. - Kręcę lekko głową, po czym odsuwam od siebie chłopaka i wstaję z łóżka. - To jest niedorzeczne! 
- To nie są moje myśli, Lydia... To nie mój sen. 
- O czym ty... - Obracam się, ale jego już nie ma. Jestem w środku niczego. Wokół otacza mnie tylko ciemność i cisza. - Sean? 



Nagle budzę się cała zalana potem i w wielkim szoku. Mój oddech jest niemiarowy, a przerażenie jeszcze większe. Rozglądam się uważnie - jestem w swoim pokoju. Przynajmniej tyle dobrego, że nie w czyimś. Przecieram wierzchem dłoni czoło i wzdycham ciężko, podczas czego z mojego wnętrza wyrywa się rozpaczliwy jęk, a potem znowu opadam na poduszki. Zamykam oczy i oddycham, starając się nie myśleć o tym, co właśnie mi się śniło. 
Dlaczego Sean, a nie Dylan? Dlaczego właśnie z tym idiotą mam takie sny? Czuję się, jakbym zdradzała Blacka, a tak naprawdę nic złego nie zrobiłam. To tylko sen... Bardzo realistyczny, ale wciąż sen... 
- Lydia! - Słyszę głośny krzyk przyjaciółki, więc otwieram oczy i od razu stwierdzam, że był to błąd. Wokół mojego łóżka zaczyna palić się ogień. Kolejnym co udaje mi się wyłapać wzrokiem jest przestraszona Rosalie tuż przy drzwiach. Energicznie się zamachuję i zaciskam dłonie - ogień gaśnie w pół sekundy. Stan pokoju jest nienaruszony. - Co to było? - Słyszę. 
Wzruszam ramionami. 
- Musisz porozmawiać z Lailą. 
Co to, to nie.
- Nie będę rozmawiać z kobietą, która próbowała mnie zabić - mówię jak gdyby nigdy nic i wstaję z łóżka. 
- O czym ty mówisz? 
Rose podchodzi i świdruje mnie przenikliwym spojrzeniem, po czym zajmuje sobie miejsce na łóżku przy ścianie. Nie mam najmniejszej ochoty streszczać elfce całego magicznego wieczoru, dlatego też milczę, poprawiając się przed lustrem. Bądź co bądź, wyglądam całkiem dobrze.  
- Lydia - Słyszę stanowczy ton. To nie wróży dobrze. 
- No co? 
- Co się z tobą dzieje? - jęczy ruda. - Dlaczego widziałam ogień wokół ciebie, kiedy tu weszłam? 
- Nie mam pojęcia, Rose. Czuję się dobrze i nie widzę żadnego powodu, z powodu którego miałabym spalić tą ruderę. 
- Okey, wierzę. Teraz możesz mi powiedzieć, co cię gryzie - oznajmia dumnie elfka. 
- Co masz na myśli? - pytam, przeglądając się w lustrze. Widzę w nim jej postać. - Powiedziałam przecież, że wszystko jest dobrze. Dlaczego mi nie wierzysz? 
- Bo nie znam cię od wczoraj. Dylan zrobił coś nie tak? 
W końcu odpuszczam. Nie chcę, żeby mieszała w to Dylana i jeszcze szła do niego pytać co zrobił źle. To na pewno go zdenerwuje i zmartwi jednocześnie. Przyjdzie do mnie z milionem pytań, na które nie będę mogła odpowiedzieć. Tak, wciąż czuję się tak, jakbym go zdradzała i oszukiwała. Nie jestem taka. Nie mogę być. 
- Nie - oświadczam.
- Więc? 
- Muszę porozmawiać z Seanem. 
- Dlaczego? 
- Nie ważne - dukam. - Masz to, o co cię prosiłam wtedy w domku? 
- Wtedy, kiedy cię z nim przyłapałam? - śmieje się. 
Przewracam oczyma. 
- Tylko rozmawialiśmy. 
- Jaaasne. Ale wiedz, że ja i tak murem stoję za Dylanem. - Zabijam ją wzrokiem. - Mam to. 
- Świetnie. Pokaż. 
Dziewczyna wyjmuje z torby jakiś zeszyt, a z niego kartkę i podaje mi ja. 
- To zaklęcie, dzięki któremu czarownicy mogą panować nad istotami żyjącymi. Nie wiem skąd je wzięłaś, ale jest bardzo niebezpieczne, Lydia. Nie baw się w to. 
- Nie mam zamiaru. Chciałam tylko wiedzieć.



Zgrabnym, wolnym krokiem przemierzam ścieżkę leśną. Co jakiś czas słyszę łamanie gałązek i śpiew ptaków, przelatujących mi nad głową. Tutejsze zwierzęta są bardziej przyjazne od tych, które miałam okazję poznać na starym świecie. Ale i tak największą sympatię zawsze zdobywają elfy, ponieważ są z nimi bardziej związane. Elfy z zasady opiekują się lasem, naturą – są z nią związani, czy tego chcą, czy nie. Zatrzymuję się dopiero, kiedy dostrzegam morze, plażę i chłopaków, którzy akurat mają tutaj trening. Thomas – jeden z nauczycieli – postanowił organizować takie „lekcje” dla chłopaków, nie tylko tych, którzy szkolą się na wojowników, ale głównie takich można tu spotkać. Lubię Thomasa. Jest świetnym nauczycielem, ma poczucie humoru i przede wszystkim - potrafi dotrzeć do nas jak nikt inny.
Opieram się leniwie o pierwsze lepsze drzewo, zakładam ręce na piersi i wzdycham. Powinnam teraz siedzieć przy książkach, ale szczerze przyznaję, że mam ich serdecznie dość. Laila może się nie pogniewa, jeśli odpuszczę sobie dzień. A poza tym sama mogłaby wpaść na plażę i trochę wyluzować. Wciąż pamiętam o tym, że wyspa jest zagrożona i wszyscy muszą pracować, ale dlaczego by nie zrobić sobie pięć minut przerwy? Ja właśnie to robię i czuję się z tym świetnie.
Chłopaki właśnie robią pompki. Wzrokiem wyłapuję Dereka i Jacoba, którzy co jakiś czas śmieją się z czegoś. Po drugiej stronie „koła” jakie panowie stworzyli jest również Aiden. Tej trójki najbardziej się tu spodziewałam. Jacob ciągle mi powtarzał, że musi nad sobą bardziej pracować, bo chce wyglądać jak grecki Bóg. Niech sobie wygląda, ale potem sam będzie sobie radził z dziewczynami, jak zaczną za nim latać.
- Lydia! – Słyszę krzyk z plaży i od razu spoglądam na Thomasa. – Chodź do nas.
To nie jest dobry pomysł, ale w sumie co mi szkodzi? Może trochę się ponabijam z chłopaków, poznęcam nad Derekiem za ostatnią akcję na stołówce. Po chwilowym zastanowieniu odbijam się od drzewa i idę wolnym krokiem do nauczyciela, który wita mnie szerokim uśmiechem. Odpowiadam mu tym samym, gdyż pogoda jest piękna i świetnie jest poczuć ciepły piasek pod stopami. Tak – wsypuje mi się do butów, więc szybko je ściągam, co nie jest trudne, bo miałam na sobie trampki.
Dopiero kiedy jestem bliżej całego towarzystwa bardziej przyglądam się chłopakom. Wspominałam, że nie mają koszulek? Na zewnątrz jest gorąco, chyba nie potrzebują dodatkowego ogrzewania – zwłaszcza podczas ćwiczeń. Po co się przemęczać, skoro można chodzić półnago po plaży i ściągać do siebie tłumy dziewczyn, które powinny się teraz uczyć? Nie, żeby jakaś reprezentantka płci żeńskiej tu była i do nich wzdychała – oprócz mnie, ale ja nie ślinię się na ich widok.
- Wołał mnie pan – mówię, stając twarzą w twarz z czarnowłosym czarownikiem.  
- Byłaś tam taka sama. Może poprowadzisz ze mną trening?
Kusząca propozycja. Nawet bardzo.
- Dlaczego pan nam to robi? Przecież ona jest bezwzględna. – Słyszę marudzenie ze strony Dereka.
- A on głupi – podsumowuję, wskazując na kolegę. Chłopaki zaczynają się śmiać. – Skończyliśmy tą piękną wymianę zdań?
- Jasne, Lydia – mówi Thomas i z uśmiechem robi mi miejsce obok siebie. – Zaczynamy?
Kiwam energicznie głową, posyłając Derekowi uśmiech zwycięstwa i zaczynam ćwiczyć z chłopakami. Czasami robię z nimi pompki i brzuszki, ale kiedy gorąc daje się we znaki – przestaję. Jeszcze przed czasem bawi mnie to, jak bardzo Jacob i reszta moich przyjaciół będą mnie za to katować później. Ja nie mam dla nich litości, więc dlaczego oni mieliby mieć dla mnie?
Wszystko jest idealnie, dopóki na molo nie zauważam Dylana i Seana wychodzących z wody. Kiedy chłopaki wciąż ćwiczą, ja przerywam. Przyjaciele wymieniają się zdaniami. Czasami nawet coś ich bawi, a ja jestem spokojniejsza, dopóki nie spotykam się ze spojrzeniem Hale’a. Wciąż rozmawiając z moim chłopakiem, co jakiś czas zerka w moją stronę. Lustruję go wzrokiem od stóp do głów i stwierdzam, że w rzeczywistości wygląda lepiej, niż w śnie. I nagle przed oczami mam ten obraz, którego nie potrafię zapomnieć.
- Lydia, żyjesz? – pyta trener, patrząc na mnie pytająco. W końcu domyśla się, gdzie podążam wzrokiem i zaczyna się dziwnie uśmiechać. Zrobiłam coś źle? – Możemy wrócić do zajęć?
- T-tak.



- Zemszczę się za to. – Słyszę, kiedy wraz z Jacobem i Derekiem przekraczam próg stołówki. – Bardzo gorzko pożałujesz, że w ogóle tam przyszłaś.
- Ahh tak? – kpię. – Już nie mogę się doczekać, siłaczu.
Jacob kręci głową z dezaprobatą i rozbawieniem. Bawią go sytuacje, kiedy ja i Derek sobie dokuczamy, a potem i tak kończymy na równi. Cóż, chyba wszyscy się do tego przyzwyczailiśmy. Z czasem do wszystkiego można przywyknąć. Z czasem niektóre rzeczy nie dziwią nas tak, jak na początku, a kolejne rozczarowania nie bolą tak bardzo.
- Po co w ogóle przyszłaś na plażę? – pyta Jacob.
Siadamy przy naszym stole. Opieram ręce o drewno i obracam się w stronę chłopaków.
- Nudziłam się. A poza tym chciałam porozmawiać z Dylanem.
Bardzo nie lubię kłamać, ale chyba powinnam w tej sytuacji. Tak naprawdę szukałam Seana – to z nim chciałam pogadać, choć klęłam się na wszystko, że tego nie zrobię i że będę go unikać. I co? I nic. Nie powiem im, że to jego szukałam, bo i tak już myślą, że coś się dzieje.
- Był z nami na treningu, zanim Sean się pojawił. Potem poszli popływać.
- Są ze sobą zżyci. Jak my wszyscy, ale z drugiej strony oni potrafią być jak bracia. Wiele ich łączy, a poza tym najwięcej lasek na nich leci – oznajmia Derek, po czym odkręca butelkę z wodą i przechyla sobie do ust. – Też bym chciał mieć takie branie. Wtedy to tylko wybierasz, która ci się najbardziej podoba i z głowy. Nie trzeba się patyczkować z tym całym wyrywaniem.
Wzdycham ciężko. Nie mam siły do tego człowieka.
- Derek?
- Tak?
- Jesteś idiotą – komentuję.
- Dziękuję ci bardzo, przyjaciółko – odgryza się elf.
- Derek? – odzywa się Jacob, zerkając na kolegę.
- No?
- Ona ma rację.
Nagle Esheal sztywnieje i obrzuca mrocznego urażonym spojrzeniem. Cóż, każdy się tego spodziewał. A przynajmniej ja. Uwielbiamy sobie dokuczać w trójkę, kiedy nie ma nikogo innego. Derek jest wyluzowany i lubi się ze mną wygłupiać, a Jacob jest naprawdę świetnym kumplem, może nawet przyjacielem. Potrafi mnie pocieszyć i pomóc jak trzeba.
- A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – mówi smutno elf, po czym wszyscy wybuchamy śmiechem.
Chwilkę później wciąż się śmiejemy, ale przysiada się do nas Rosalie, która od razu rzuca jakieś książki na stół. Derekowi aż talerz ze śniadaniem podskoczył. Jako że ruda usiadła obok bruneta, muszę patrzeć na nią przez pół stołu – który jest okrągły.
- Co jest? – pyta od razu Jacob. – Jakiś pacjent niedomaga? Może za mało zjadł. Derek zaniesie mu resztki ze śniadania, na pewno będzie pocieszony.
Thyles taksuje czarownika spojrzeniem mrożącym krew w żyłach.
- To nie jest zabawne, kołki – syczy zaraz. – Mam dość.
- Czego dość? – wyrywam się.
- Pracy dość. Od rana byłam w ogrodach i leczyłam rośliny, potem poszłam do „kliniki” to od razu przyszło trzech poobijanych elfów żądnych natychmiastowego wyzdrowienia, bo zaraz mają kolejne lekcje.
- Pikuś – stwierdza Derek. – U nas na treningu była Lydia i to był dopiero wycisk. Ta dziewczyna nie ma w sobie ni krzty współczucia, a już na pewno serca.
- Ej – rzucam. – Gdybym cię nie lubiła, to bardziej byś się skarżył.
- Powiedz mi, jak ty to zrobiłaś, że Thomas pozwolił ci tak nas męczyć?
- Po prostu mnie lubi.
- Ją każdy lubi, Derek. Nie wygramy tak czy siak – podsumowuje krótko Jacob.
- Chyba każde z nas musi odpocząć. 
- Lydia ma rację – mówi mroczny. – Co powiecie na ognisko wieczorem?  

6 komentarzy:

  1. To miejsce jest moje i wara 😁😁😍😄💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eghem... Przywalić Ci może, co? Co to miało być?! Sean i Lydia w takich okolicznościach? Znów zyskał u mnie nie za dobrą opinię ;-;. I nie ważne, że to tylko jej sen...
      Lydia podpaliła swoje łóżko? :o No... WOW. Dobrze, że nic jej się nie stało! A co ważniejsze, że łóżko jest całe <3
      Ach ten Derek XD Tego to nawet lubię ^^ No i Jacoba też xd.
      Thomas.. Nie no ten to wymiata XDD.

      Thomas: Ej, przyjdziesz poprowadzić ze mną ćwiczenia?
      Lydia: Jasne.
      Thomas: Ale tak wiesz... Dla jaj, bo chcę tylko popatrzeć na Twój seksowny tyłek!

      Ja z niego nie mogę xd. I ten moment kiedy się do niej uśmiechnął, gdy zorientował się, że gapi się na Dylana i Seana XD Bezcenne.
      Rosalie, cudowna elfka :)
      Mało mi Dylana dałaś :( Zaczynam wierzyć, że Lydia go zdradza nie tylko w swoich snach :( Niepokojący znak, co nie?....
      Będzie ognicho! :D Już to widzę xd wszyscy się sfajczą, lub nagle wyspę zacznie pochłaniać jakaś wielka orka, czy coś XD. I wszyscy takie: ,,Uwaga! Uwaga! Atak zmutowanej orki! Pożera wyspę! Aaaaaa!"
      Taaa... mam dziwne poczucie humoru xd.
      Bez dłuższego biadolenia... Czekam na kolejny rozdział no i muszę nadrobić TIMG :) Nwm kiedy to zrobię xdd.
      Kocham Cię, słoneczko moje <3
      Całusy!
      Kerry aka Kercia aka Paw aka Ludż aka Małpa

      Usuń
  2. Ten sen... No rozwalasz xD
    Cudnie, z humorem :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy tylko weszłam na tego bloga, pojawiła się strona główna i zobaczyłam kilka zdań twojego nowego rozdziału, musiałam przeczytać cały, a potem pozostałe rozdziały i pozostałe... Pochłonęły mnie dosłownie! Piszesz genialnie! Opisując fabułę z perspektywy bohaterki, przeżywam razem z nią radości, smutki i złości... Nie myśl sobie tylko, że ja piszę tak słodko. Po prostu uważam, że piszesz naprawdę dobrze i to wcale nie są moje wymysły :))
    Ślę uściski i życzę dużo weny!
    www.rzeka-opowiesci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko. Dziękuję bardzo <3
      Nie spodziewałam się takiego odzewu. Mało osób tu zagląda i komentuje, dlatego to bardzo miłe ^^
      Jeszcze raz dziękuję <3 To motywacja do pisania dalszych rozdziałów ^^

      Usuń