8.08.2016

29. "I'll come back"


Raz.
Dwa.
Trzy wdechy.
- Musimy porozmawiać – oznajmiam, wchodząc do pokoju Dylana z przerażającą mnie powagą i równocześnie zamieram.
Nerwy zżerają mnie całą. Czuję się tak, jakbym miała tasiemca w brzuchu, który wżera się w moje ciało od środka. Mam wrażenie, że wszystko jest tak, jak nie powinno być, a ja nie umiem nad tym panować. Coraz rzadziej widzę się z Dylanem i cholernie za nim tęsknię, ale jednocześnie wiem, że coś pomiędzy nami nieodwracalnie wygasa. Ostatnie płomienie świecy, której już nie da się zapalić.
O cholera.
Przestaję oddychać.
Gwałtownie się zatrzymuję, widząc Seana i Dereka na łóżku mojego chłopaka. Za to Dylan siedzi wygodnie rozłożony na swoim ulubionym skórzanym fotelu, który sam sobie wyczarował. Oczy wszystkich trzech chłopaków wbite są we mnie, co skutkuje tym, że spuszczam wzrok. Moje zniszczone trampki wydają się w tej chwili bardziej atrakcyjne, niż wszystko inne.
Gdzie moja pewność siebie, do cholery?
Właśnie, gdybym zachowała jej resztki, wyrzuciłabym Seana i Dereka z pokoju szybciej, niż zdążyliby się obejrzeć za siebie i pożegnać z Dylanem. Dlaczego tego nie robię? Tłumię coś dziwnego. Mam wrażenie, że jestem tu, ale nie w swoim ciele, nie ze swoją duszą.
Coś się zmieniło.
- To coś ważnego? Właśnie rozmawialiśmy na temat rozpadającego się Galahiti i… - Dylan urywa, gdy odruchowo podnoszę wzrok i patrzę dokładnie na niego. Patrzę na niego i wiem, że zaczyna się martwić.

Wstaje z fotela i półgłosem, ale zdecydowanie prosi kolegów, żeby wyszli. Mijają mnie, pozostawiają po sobie chłodny powiew. Wyczuwam w powietrzu perfumy Seana. Przechodzą mnie ciarki, zimny dreszcz. Mrugam oczyma, jakby coś mnie zabolało. Jestem wbita w ziemię. Tkwię pomiędzy dwoma światami i tracę oddech. Nie potrafię się bronić.
A potem…
- Lydia, wszystko w porządku? – Dylan łapie mnie za ramiona, po czym analizuje moją twarz. Patrzy mi w oczy. Widzę troskę. Widzę swoje odbicie. Miłość jego do mnie. Może się mylę. Może nic nie wygasło, tylko po prostu nie mamy dla siebie czasu i… może mi odbiło i nie potrafię normalnie funkcjonować. – Coś się stało? Jesteś jakaś nieswoja.
- Właściwie, to tak – oznajmiam po chwili. Zdobywam się na odwagę. – Chciałam z tobą porozmawiać.
- To już wiem. – Uśmiecha się.
Ma ładny uśmiech.
- A powiesz mi o czym?
Wybudza mnie z trasu. Znowu to zrobiłam. Odpłynęłam.
Kiwam głową.
- Usiądź.
Dylan zajmuje miejsce na swoim łóżku, a ja zaraz obok niego. Boję się mówić. Mam pustkę w głowie wielkości dziury ozonowej i naprawdę mam wrażenie, że tracę powietrze. Jestem odważna i silna, dam sobie radę. Może za kilka dni.
- Więc? Jest coś ważniejszego, niż upadek wyspy? – pyta. Naprawdę nie wie o co chodzi.
- Dylan, chodzi o nas. – Wybucham. Black staje się bledszy. Mina mu rzednie. To moja wina. – Widzimy się coraz rzadziej. Ja… nie wiem co mam o tym myśleć. Rozumiem – treningi, zaklęcia, nauka – po to tu jesteśmy, ale zapominamy kim jesteśmy dla siebie nawzajem. Ja…
Brakuje mi słów. Nie umiem.
Ranię go.  
Chcę dobrze.
- Do czego dążysz? – odzywa się Dylan. Łapie mnie za rękę, a ja patrzę na nasze splecione palce z bólem. – Lydia, nie rób mi tego. Kocham cię, tak? Nic się nie zmieniło. Nie dla mnie.
Bądź silna.
- Ja też cię kocham – szepczę. –Ale to nie jest już to samo. Jesteśmy w dwóch innych światach, ja tak nie potrafię… Nie wiem, co teraz czuję i naprawdę potrzebuję przerwy.
Dylan chce coś powiedzieć, ale ja widząc jego przerażone spojrzenie, wyrywam swoją dłoń i wybiegam z pokoju. Biegnę do swojego pokoju tłumacząc sobie w myślach, że zrobiłam dobrze. Chciałam dobrze. Dla nas. Dla niego. Dla siebie chciałam dobrze. Mijam Seana i Dereka, który rozmawia z Rosalie. Jeden z nich łapie mnie za nadgarstek. Wiem który, nawet nie muszę się oglądać.
- Lydia…
Zaciskam zęby i wyrywam rękę.
- Zostawcie mnie w spokoju.


Od kilku godzin siedzę zamknięta w pokoju. Nie wiem, która jest godzina i nawet mnie to nie obchodzi. Zalewam się wyrzutami sumienia i wyobrażeniami, jak Dylan przeze mnie cierpi. Zraniłam go, choć chciałam dobrze. Teraz to już sama nie wiem, co jest lepsze, a co gorsze. Czuję się wyprana z sił. Czuję się słaba i zmęczona, ale nie potrafię zasnąć.
Wcześniej Rosalie i Derek dobijali się do moich drzwi. Naprawdę miałam wrażenie, że za którymś razem on wyrwie je z zawiasów, dlatego zabezpieczyłam je zaklęciem. Nie byłam pewna, czy zadziałało, ale skoro drzwi są na swoim miejscu, to wszystko powinno być w porządku. Potem słyszałam Seana, ale jemu też nie otworzyłam. Słyszałam go jakąś godzinę temu i szczerze to nie mam pojęcia, czego chciał. Na pewno nie chodziło tylko o to, że się martwił – ludzie jak on się nie martwią. Nie jestem pewna, czy mają uczucia.
Siedzę.
Siedzę.
Siedzę.
Nagle mam niezwykłą ochotę uciec z tego świata. Utonąć w innym. Utonąć, by móc oddychać. Może to paradoksalne, ale jednocześnie bardzo intrygujące. Spoglądam w okno i widzę księżyc. Ogromny. Słyszę ciszę. Otula mnie swoim spokojem. Dochodzi do mnie śpiew ptaków, szum morza i odgłos biegnącego wiatru. Czuję smak goryczy, żalu do samej siebie.
Muszę stąd wyjść. Wydostać się z tego pokoju i szybko nie wracać.
Taksuję wzrokiem całe pomieszczenie i wzdycham, po czym ściągam zaklęcie z drzwi i chwytam za klamkę. Wychodzę i jeszcze sekunda nieuwagi, a potknęłabym się o własną przyjaciółkę. Klnę w myślach. Rose śpi na brzuchu Dereka, który przytula podłogę, a Sean zasnął na siedząco, oparty o ścianę. Wszyscy pod moimi drzwiami. Wszyscy na korytarzu. Wszyscy na mnie czekali.
Biorę głęboki oddech i zamykam za sobą drzwi. Niech myślą, że wciąż jestem w swoim pokoju, kiedy mnie tam nie będzie.
Wychodzę ze szkoły.
Biegnę w stronę plaży i upadam na kolana na chłodnym piasku. Magia tętni w moich żyłach. Pulsuje we mnie niczym krew, wrze. Sprawia, że czuję się tak, jakbym miała zbyt dużo niewykorzystanej energii, która teraz chce postawić mnie do pionu. Chcę krzyczeć i spalić cały ten las jednym machnięciem ręki, a jestem do tego zdolna – wiem to na pewno. Chce poruszyć tą wodę. Uśpić ją za zawsze, zamienić w mordercze wodne kły, które zabiją mnie w sekundzie, w której przekroczę granice brzegu z wodą.
Nie robię nic.
Jakbym umarła patrząc na księżyc.
Podchodzę do wody, siadam na suchych deskach na molo i wzdycham ciężko. Pochylając się, widzę swoje odbicie w wodzie. Mam potargane, ale przerażająco proste włosy, zmęczoną twarz, małe oczy i minę, jakbym faktycznie umierała. Wszystko mnie boli. Od palców u nóg do czubka włosów. Nie jestem jedynie pewna, co jest tego przyczyną. Naprawdę sądzę, ze nie obiłam się o żadne drzewo biegnąc na plażę. Bolą mnie nerwy. Nie umiem już racjonalnie myśleć. Wydaje mi się, że wszystko spieprzyłam. Wydaje mi się, że jestem samotna na tym świecie.
Jestem dziwna. Szalona. Nienormalna. Szkoda, że nie mają tu psychiatryka.
Zaciskam zęby, kiedy czuję silny powiew chłodnego wiatru. Biegnie w moją stronę, jakby chciał mnie przewrócić. Zamykam oczy i mocnej dociskam dłonie do molo, na którym siedzę. Chcę spokoju. Chcę móc oddychać i żyć, tak jak kiedyś. Czuję ból. Moje dłonie pulsują taką mocą, że aż pieką. Próbuję je oderwać, ale się nie da.
Boże, jestem nienormalna.
Nagle czuję, ze temperatura podskoczyła o kilka dobrych stopni. Nie czuję desek pod dłońmi. Nie słyszę szumu wody. Jedyny plus jest taki, że moje dłonie już nie pieką. Ból już nie istnieje. Boję się otwierać oczy, ale wiem, że muszę to zrobić.
- No nareszcie! – Słyszę znajomy, radosny głos i klaśnięcie w dłonie. Podskakuję ze strachu, a moje powieki automatycznie się unoszą. Wstrzymuję oddech. Świat Arii. – Już myślałam, że nigdy nie wrócisz. Czekałam tu na ciebie i czekałam, ale coś mi podpowiadało, że jednak się pojawisz. Nie myliłam się. – Czarodziejka patrzy na mnie z zainteresowaniem w oczach. – Witaj Lydia.
- Co ja tu robię? – pytam przerażona. – Wcale nie chciałam się tu znaleźć. Nie chciałam tu wracać – oznajmiam bezceremonialnie, ale cicho.
Aria patrzy na mnie krzywiąc lekko głowę i zaciska usta.
- Czasami magia pomaga nam żyć. Najwyraźniej twoim sposobem na przeżycie było teraz znalezienie się tutaj. Nie wiem, jakim cudem udało ci się przenieść z molo na plaży, ale jestem zachwycona. No i przede wszystkim pod wielkim wrażeniem. Nawet nie wiesz, jak ogromną moc posiadasz i co możesz z nią robić!
Pomaga nam przeżyć.
- Nie chciałam umierać. Nie chciałam tu być.
Aria marszczy brwi, ale zaraz odpowiada:
- Wiem to. Trochę pomogłam Ci się tu przenieść.
- Co to znaczy? – Wstaję i patrzę na czarodziejkę. – Jak to „pomogłaś mi”?
- Poznałam twoją moc. Chciałam, żebyś się tu znalazła, a ty nie chciałaś być tam, gdzie jesteś, bo czułaś się źle. Powiedzmy, że tak musiało się stać. To dla twojego dobra, dziecko. Nie buntuj się, bo nie masz powodu – odpowiada grzecznie Aria i z gracją przesuwa strony w otwartej księdze, której wcześniej nie widziałam.
Dopiero orientuję się, że jesteśmy w ogromnym pokoju z chyba pięćdziesięcioma regałami na księgi. Wszystkie są mocno poupychane. Zupełnie jakbym widziała pracownię Laili. Ona też kocha siedzieć w księgach i uczyć się zaklęć. Aria stoi przy wysokim biurku w białej sukni, która aż zaślepia mnie swoim kolorem. Nie chcę widzieć jasnych rzeczy. Moje oczy jeszcze się nie przyzwyczaiły. Aria bardzo kontrastuje w otoczeniem w tym pokoju. Kontrastuje z brązem. I pomyśleć, ze jeszcze kilka minut temu gapiłam się na księżyc i chciałam umrzeć, za to kim jestem.
- W takim razie czego ode mnie chcesz? – zadaję pytanie, czując potworną bezsilność wobec czarodziejki. Powinnam ją podziwiać i mdleć na jej widok, a jedyne czego teraz chcę, to wrócić do domu. Cofnąć czas. Nie mam sił, na podziwianie kogoś, kto mnie zmusza do używania magii.
- Żebyś się uczyła.
No chyba nie.
- Uczę się w szkole. Mogę wrócić na Galahiti?
Aria przestaje przewracać kartki i patrzy na mnie, jakbym ją co najmniej obraziła. Ma niebieskie oczy, bardzo jasne, wyraziste. No i intensywne spojrzenie.
- Chcę, żebyś uczyła się ze mną – mówi twardo czarodziejka. – Dobrze by było, gdyby ten chłopak… Sean chyba się nazywa…
- Co z nim? - Marszczę brwi.
- Mogłabyś ćwiczyć z nim – mówi Aria, a ja zamieram. – On wywołuje w tobie takie emocje, dziwne, no i przede wszystkim daje ci popalić, a tego właśnie potrzebujesz. Mam nadzieję, że załatwiłaś wszystkie swoje sprawy sercowe, bo będę wymagała całkowitej koncentracji.
Super.
- To ja może wyjdę.
- Zostaniesz – syczy czarodziejka.
- Nic nie załatwiłam i nie mogę ćwiczyć z Seanem – mówię jak gdyby nigdy nic.
- Dlaczego?
Dobre pytanie. Sama tego nie wiem.
- On próbował mnie zabić! – To jedyne, co udaje mi się wymyślić w momencie.
- Tym lepiej. Może będziesz bardziej zdeterminowana.
Ona wcale mnie nie słucha i tym bardziej nie rozumie. Nie wiem czy mówię do siebie czy do niej, ale chyba słyszy jednym uchem i wypuszcza drugim. Czuję się tak, jakbym rozmawiała ze ścianą.
- Nie mogę tak. Nie rozumie mnie pani! Ja nie mogę z nim ćwiczyć, nie mogę w ogóle mówię z desperackim tonem. – Galahiti zaraz się rozpadnie, a nic nie jest skończone. Wyobraża sobie pani, ile ja mam niedokończonych spraw?
- Ostatnie, czym będę się teraz interesować, to twoje niedokończone sprawy. – Patrzy na mnie. – Masz moc i zdolności, dlaczego się upierasz? To ogromna szansa, niewielu czarowników ma szansę ćwiczyć ze mną.
- W porządku, ale bez Seana.
Cisza.
- Wróć tu z nim jutro. Zapewniam, że Galahiti jeszcze się nie rozpadnie – mówi czarodziejka, a mi opadają ręce. Ona naprawdę jest głucha na moje słowa.
- Nie mogę.
- Jeśli nie wrócisz tu z nim jutro o tej samej porze, i z własnej woli, sama was tu ściągnę, a wiesz, że potrafię. Tylko że wtedy będzie nieprzyjemnie.
Koniec świata.
Nieugięta z niej kobieta.
Aria wraca do przewracania stron w księdze, a ja mruczę pod nosem:
- Wrócę.


3 komentarze:

  1. Tym razem postaram się skomentować rozdział należycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Wiesz, trochę mi smutno bez ciebie ;c. Wejdź kiedyś na GG i napisz chociaż, że żyjesz ❤
      Wracam od razu po przeczytaniu rozdziału ^-^. Przepraszam, że trwało to tak długo, ale jakoś nie mogłam się w sobie zebrać. Ale... W końcu jestem i komentuję.
      Jak napisałam wyżej postaram się skomentować rozdział najlepiej jak umiem.
      Nie mam pojęcia co dzieje się z Lydią. I to już od kilku rozdziałów. Jakaś dziwna siła przyciąga ją do Seana i jeszcze Aria każe jej z nim ćwiczyć. Nie zebym coś do niego miała, ale no hej! Ciągle bardziej wole Dylana i mam nadzieję, że jednak będą razem.
      Nie mogę uwierzyć, że to koniec Dylii. Tak nie może być. Oni byli tacy... Słodcy, wspaniali, to przecież Dylan był przy niej kiedy trafiła na wyspę, to on ją kocha od dłuugiego czasu. No, ej :(
      To, że jej przyjaciele czekali pod drzwiami było serio super, bo kto tak robi? W tych czasach - prawie nikt.
      Zawsze lubiłam Rose, jest ekstra ❤.
      Wydaje mi się, że Aria dobrze wie, kiedy Galahiti się rozpadnie. Nie lubię jej.
      #TEAMDYLAN #TEAMSEAN
      Czekam i życzę weny ❤
      Pozdrawiam,
      Shoshano aka Kerry aka Kercia aka Paw aka Ludź aka MAŁPA

      Usuń
  2. Smutno mi....
    Biedny Dylan
    Kurde, zaczynam nie rozumieć Lydi ;/
    Naprawdę zachowuje się dziwnie...
    Naprawdę mi smutno... # TeamDylana
    Jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy.
    Ile czasu ma wyspa zanim się rozpadnie.
    I jestem ciekawa czy Lydia i Sean będą razem trenować
    Przecież z Dylanem też może;D
    Wgl mam wrażenie, że oni nie specjalnie się przejmują tym końcem wyspy xD ja to bym biegała i o nie to nasz koniec !!
    A oni nic ^^
    A ta czarodziejka Aria... W poprzednim rozdziale ją polubiłam a w tym mnie wkurzyła.

    Mam nadzieję, Lydia ogarnie się w najbliższym czasie... W końcu ma rzucić to zaklęcie, które może ją uratować.
    Nie powinna być teraz rozkojarzona.
    A widać, że jest kłębkiem nerwów i sama do końca nie wie co czuje.
    Szkoda mi jej ;(
    Ale i tak lol mi jej, że zerwała z Dylanem.
    Byli ze sobą tak blisko a potem nagle z rozdziału ba rozdział zaczęło się walić... Nawet jak nie byli parą było pomiędzy nimi więcej chemii niż teraz. A szkoda =,=

    Rozdział jak zwykle zsjebisty ^^

    Nie mogę doczekać się nexta ;*

    XOXO
    Madzia <3

    PS I tak będę nadal czekać aż Dylan i Lydia się zejdą. XD chociaż jak na razie to marne szansę widzę ;/

    OdpowiedzUsuń