18.10.2016

Epilog

Dziękuję wszystkim za wsparcie ;*

Kiedy chłopaki w przedziwnym wesołym nastroju się rozchodzą, siadam na pobliskim kamieniu i chowam twarz w dłoniach. Tak naprawdę, to w głowie wyzywam się od największych idiotek. Sean poświęca się za każdym razem, by mi pomóc i stara się, a ja jeszcze na niego wrzeszczę. Niby mam te swoje powody, bo naprawdę mogło mu się coś stać, na drugim świecie też bezpieczny nie był. Wplątuję go w najgorsze rzeczy, a on nigdy nie odmawia.  Stoi za mną murem, a ja tak po prostu pozwalam mu odejść. Znów skryć się w mroku. Być kimś, kim on tak naprawdę dla wszystkich innych jest, ale nie dla mnie.
Czuję, jak ktoś siada obok mnie i przede wszystkim czuję ten spokojny wzrok na sobie. Zabieram dłonie z twarzy i przekręcam głowę w lewo. Dylan ma zmieszaną twarz, jego oczy podróżują po zakątkach tego całego miejsca, jakby szukając odpowiedzi na niezadane pytania. Dziwi mnie tyko to, że ze mną został. Ostatnimi czasy byliśmy naprawdę dla siebie obcy. Ja go zraniłam, zerwałam z nim, choć miałam kochać go do końca życia. Złamałam mu serce, nie ukrywając mojej winy. Też na tym ucierpiałam, ale chyba mniej niż on. Należy mu się wszystko, co najlepsze, a ja nie mogę mu tego dać, bo jedynym mężczyzną, który nie potrafi wyjść z mojej głowy jest teraz ten chowający się pomiędzy tajemnicami, kochający jedynie mrok.
- Powinnaś być z siebie dumna – mówi. – Sądziliśmy, że trzeba będzie cię jakoś ratować, że nie dasz rady, skoro odczuwałaś te wszystkie bóle. A ty dałaś radę. – Patrzy na mnie. – Jestem z ciebie dumny, Lydia. Zawsze byłem.
Uśmiecham się delikatnie.
- Dziękuję – mruczę pod nosem. – Ale ciekawi mnie jeszcze jedno.
- Sean?
Niepewnie kiwam głową. Boję się, że ten temat może być dla niego trudniejszy niż dla mnie do przetrawienia. Kiedyś byli jak bracia, ale braci też coś może poróżnić. Na przykład stuknięta dziewczyna.
- Rozmawialiśmy telepatycznie, kiedy weszłaś w krąg – tłumaczy mi spokojnie. – Powiedziałem, ze bezpieczniej będzie, jeśli obaj wyjdziemy. Sean doskonale wiedział, co mogło się stać. Kazał mi ochronić chłopaków, bo już wyczuwał, jakie wypowiesz zaklęcie. Kiedy wyszedłem, on zablokował krąg. Zabronił komukolwiek przekroczyć jego granice. Nie chciał mnie słuchać… Chciał zostać, żeby ci pomóc… I szczerze ci powiem, że nigdy bym się tego po nim nie spodziewał.
- Poświęcił się – oznajmiam cicho.
- A najgorsze jest to, że nie wiem, czy ja bym to zrobił – stwierdza Dylan, całkiem poważnie. – Z jednej strony tak cholernie bardzo w ciebie wierzyłem, bo cię znam i wiem, że jesteś silniejsza, niż myślisz. Problemem są tylko twoje wątpliwości wobec samej siebie. A z drugiej strony, to było zagrożenie śmiertelne.
Nie odpowiadam. Przyglądam mu się ze stoickim spokojem i słucham. Dawno rozmawialiśmy tak szczerze i sądzę, że to jest właśnie to, czego oboje potrzebujemy. Rozmowy. Szczerości. Czasu.
- Teraz wiem, co ty możesz w nim widzieć. Nie każdy facet zaryzykuje życie tylko po to, by pomóc ci czarować, kiedy lekko zasłabniesz…
Wcinam mu się w zdanie:
- Sean… ma specyficzny charakter. Ja tak naprawdę go nie znam. Pokazał mi część siebie, którą widzą wszyscy na co dzień. Ukrytego w cieniu chłopaka, który nie przejmuje się nikim poza sobą. A nagle właśnie ON martwi się, czy ja dam radę czarować. Nie rozumiem go.
Wiem, ze nie powinnam w ogóle rozmawiać z Dylanem o innych chłopakach, ale chyba nie mam innego wyjścia. Sytuacja dotyczy Hale’a i oboje o tym wiemy. Tak naprawdę przez Seana ja zerwałam z Dylanem. Bo mnie oczarował i pokazał mi rzeczywistość, w której on może mnie zrozumieć, wysłuchać i mnie wesprzeć, kiedy Dylan w ogóle nie miał dla mnie czasu, ani chęci zrozumienia. Był tak pochłonięty nauką, ćwiczeniami i tymi wszystkimi obowiązkami, ze zapominał o mnie z dnia na dzień. A ja naprawdę nie byłam w świetnej formie. I to nie jest tak, ze zakochuję się w pierwszym lepszym chłopaku, który mi pomaga. Sean był dla mnie kimś więcej już w momencie, kiedy strzelił do mnie z łuku i kiedy wygrał ze mną wtedy, gdy biłam się z Derekiem. Zawładnął częścią mnie już nieodwracalnie.
- Zależy mu na tobie. Na nikim mu nie zależy i nigdy nie zależało, odkąd go znam troszczył się tylko o siebie. Teraz w tym całym zaćmieniu widzi ciebie i to jest… zdumiewające. Pomiędzy nim i tobą jest coś, czego nigdy nie było między nami. Nie strać tego, bo to cholernie ważna rzecz. On dla nikogo nie poświęci się tak, jak dla ciebie – mówi mi Dylan.
- To dziwne, że po tym wszystkim, właśnie ty mi to mówisz – zauważam.
- Wiem. Sam jeszcze siebie nie zrozumiałem, ale powinnaś z nim porozmawiać.
Kładę dłoń na ramieniu Dylana i przyglądam mu się badawczo. Ja wiem co muszę zrobić, on chyba niekoniecznie. Szczerze mówiąc, martwię się o niego. Nie chcę go tu samego zostawiać. Był i zawsze będzie częścią mojego życia.
- Dasz sobie radę? – pytam ostrożnie.
Dylan wbija we mnie swoje brązowe oczy i uśmiecha się delikatnie.
- Nie masz się czym martwić.
Może jestem głupia, łatwowierna i za bardzo wierzę w jakiś nikły happy end, ale wierzę mu. Dylan nigdy nie był słabym człowiekiem, potrafi radzić sobie ze wszystkim, z czym dane jest mu się zmierzyć. Może dlatego tak bardzo go pokochałam jednego dnia. Może dlatego wziąć go kocham, ale nie w sposób, jaki byśmy chcieli to osiągnąć.

Seana znajduję na molo. Tam, gdzie pierwszy raz przeniósł się ze mną do miejsca, które wcale nie było dla niego bezpieczne – dla żadnego z nas. Tam poświęcił się dla mnie i wiem, ze tego nie żałuje. Jedyne czego ja żałuję to tego, że zawsze jestem taka głupia. Przystaję w miejscu i obserwuję, jak Hale bawi się ogniem w powietrzu. Sean jest dla mnie odpowiednikiem ognia, tak jak Dylan - wody, Jake - powietrza, Derek – ziemi, a Rosalie – roślinności. Wszyscy jesteśmy czymś. Kimś. Potrzebni, w każdym razie.
Widzę jak jego mięśnie tańczą, kiedy za każdym razem wykonuje inny ruch. Skupienie na jego twarzy przewyższa wszystko, co było dane mi zobaczyć, a widzę je u niego częściej, niż u kogokolwiek innego, dodaje mu takiej powagi. Sean zawsze wiedział co robi, nigdy nie był to ruch niekonieczny, nieprzemyślany, głupi – jak w moim przypadku często się zdarza. On jest odzwierciedleniem tego, czym ja nigdy nie będę. Może dlatego jego osoba tak bardzo mnie fascynuje. Choć przeraża mnie to, że tak naprawdę nic o nim nie wiem, poza tym, ze jest idealny w każdym calu. Postanawiam podejść. Robię to cicho, spokojnie. Nawet nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć. „Dziękuję, za opiekę nade mną”? to zdecydowanie najgłupszy tekst, jaki pojawił się w mojej głowie. Oczywiście poza tym, że nie potrzebuję opieki.
Sean, widząc mnie, przerywa czarowanie i spogląda na mnie ze spokojem w oczach.
- Nie przerywaj sobie – mówię. – Uwielbiam patrzeć jak czarujesz.
- Chyba nie przyszłaś rozmawiać o czarowaniu – stwierdza, po czym wzdycha cicho. – Cieszę się, że wszystko z tobą w porządku.
Hale odwraca się ode mnie. Słońce zaczyna wschodzić, robi się jaśniej. Szkoda, uwielbiam ciemność i to, że wszystko można w niej ukryć. Uwielbiam być pogrążona w mroku, z nim.
- Sean… - biorę oddech. – Przepraszam. Nie chciałam tak na ciebie naskoczyć. Ja po prostu cholernie się zmartwiłam, kiedy się dowiedziałam, że coś mogło ci się stać. Ostatnio jestem strasznie nieobecna na Galahiti, w szkole, wszędzie. Gdybym wiedziała, że to dla ciebie niebezpieczne…
- Gdybyś wiedziała… to co byś zrobiła? – pyta, znów patrzy mi w oczy.
Budzi się we mnie złość na niego. Spowodowana czym? Jego pewnością siebie, tym, jaki jest samolubny i trudny do złamania.
- Zrobiłabym wszystko, żebyś tam nie został.
- Nie denerwuj mnie, Lydia. Musiałem zostać, gdyby nie poszło ci tak dobrze… gdyby wyszło inaczej, co byś zrobiła?
- Dałabym sobie jakoś radę. Zawsze daję.
Sean milknie. Patrzy na mnie spokojnie, tak jak zawsze, przebija się przez wszystkie wybudowane przeze mnie mury obronne – dostaje się do serca. Zawsze w najmniej sprzyjających sytuacjach, ma do niego dostęp. A ja się poddaję. Patrzę na niego i poddaje się, widzę siebie w jego oczach. Widzę obraz kogoś, kogo widzi tylko on. Tam jest dziewczyna, za którą on chciał oddać życie, dzisiaj.
- Nie chcę stać i patrzeć, jak za każdym razem narażasz się dla mnie – oznajmiam ściszonym głosem. – Jesteśmy magami, potrafimy sobie poradzić osobno. Tak nas skonstruowano. Ktoś, kto posiada magię jest skazany na wieczną samotność. Broni nas moc. My dla siebie jesteśmy śmiertelni, dla innych – niezniszczalni.
- A czy miłość nie jest odpowiednikiem magii? – pyta mnie. – Dla innych jesteśmy śmiertelni, dla siebie – niezniszczalni.
Biorę głęboki oddech.
- Lydia proszę. Będę stał obok ciebie dzisiejszej nocy, kiedy nadejdzie pełnia. I żebym sam miał zginąć, nie pozwolę ci cierpieć. To, że dałaś radę teraz, nie znaczy, ze dasz radę w trakcie pełni. To będzie niesamowita ilość energii, musimy ją wykorzystać w całości, jeśli chcemy przeżyć i pozwolić żyć innym.
- Decyzja o obronie mnie nie należy do ciebie – kwituję.
- Wierzę w ciebie bardziej, niż sobie wyobrażasz. Ja wiem, że dasz radę, ale nie zawaham się – oznajmia, bezwarunkowo. Słyszę tą powagę w jego głosie.
- Wszystko będzie dobrze.
Nawet nie wiem kiedy i jak ląduję w jego ramionach. Ogarnia mnie ciepło jego ciała, Sean oplata swoje ramiona wokół mojej talii. Czuję jego niesamowity zapach, który wypełnia całe moje ciało. I przypominam sobie, co mogło się dzisiaj stać. Wyobrażam sobie jego zimną skórę, zamknięte oczy, które już nigdy nie odzyskają swojej przepięknej barwy… i jeszcze mocniej do niego przywieram. Tak panicznie boję się go stracić. Tak bardzo, jak nigdy o nic się nie bałam. Jeśli Laila nie kłamie i naprawdę czeka mnie wieczne życie, chciałabym spędzić je u jego boku.
Odsuwam głowę od jego szyi. Pragnę spojrzeć mu w oczy i być pewną, że wciąż mają ten piękny kolor. Uśmiecham się lekko i to właśnie jest ta chwila, kiedy książce całuje księżniczkę, a potem następuje happy end. W tej historii nie ma księcia, księżniczki ani na pewno żadnego happy endu, ale jest pocałunek. Sean nachyla się delikatnie i nawet nie potrafię określić, w której sekundzie jego ciepłe, miękkie, idealne usta dotykają moich. Kiedy mnie całuje, świat się zatrzymuje, a my wirujemy w powietrzu, zataczając się w swoich smakach. Mam wrażenie, że jego wargi idealnie pasują do moich. Nie pamiętam od ilu miesięcy czekałam na tą chwilę i w końcu to czuję. Euforię, szczęście, spełnienie i Jego bliskość. To zdecydowanie coś, czego potrzebowałam; czego mi tak bardzo brakowało. O co wołałam, chociaż bezgłośnie, nieświadomie. I pomimo tego, że świat zaraz się skończy, a my znikniemy w nicości, budząc się być może w innym wymiarze, o ile się obudzimy, chcę się uśmiechnąć i chcę przeżyć tę noc.
Dla niego.
Jego wargi już nie dotykają moich. Otwieram oczy, pełna spełnienia. I wiem, że go kocham, choć nawet go nie znam. I wiem, że on kocha mnie, choć nikt tego nie powiedział na głos. Zdaje się, że nie musimy. Jego oczy powiedziały mi więcej, niż kiedykolwiek mogłabym oczekiwać od jego ust. I chcę, żeby mówiły bezustannie.

Za chwilę pełnia.
Pojawiamy się na miejscu, gdzie wcześniej wywoływałam żywioły i od razu widzę wiele znajomych twarzy. Pearl, Laila, Thomas i reszta nauczycieli, z którymi nigdy nie miałam styczności, stoją tuż przy kole, rozmawiają, sprzeczają się i robią to wszystko, co normalni ludzie, kiedy sytuacja przewyższa ich siły. Spoglądam na Seana i widzę, że czuje się tak samo jak ja – dziwnie. Tyle, że on wie co robić, a ja niekoniecznie. Wzrokiem wyszukuję Rosalie, ona (jak się okazuje) też mnie zauważa i od razu nadzwyczajnie się uśmiecha, kiedy dostrzega za mną chłopaka, którego nigdy tak naprawdę nie lubiła. Obok niej jest już reszta naszej grupy.
Przechodzimy obok tych wszystkich ludzi, którzy patrzą na mnie – bo Sean jest i zawsze będzie wzorem do naśladowania, pod względem umiejętności – jak na wariatkę. Zawsze tak na mnie patrzyli, ale teraz to już przesada. Pociesza mnie tylko to, że chłopaki, zwłaszcza Dylan, cieszą się na nasz powrót.
- To co, gotowa na zniszczenie?
Derek zawsze miał bardzo specyficzny humor, ale teraz zaczyna mnie przerażać. Jak można uśmiechać się, kiedy nie wiadomo, czy się przeżyje? Tak czy inaczej, dodaje mi to pewności – jego pewność, co do naszych mocy.
- O ile można być gotowym na koniec czegoś, co dało ci jakiś początek – odpowiadam gorzko.
Rose łapie mnie za ramię, uśmiecha się pocieszająco.
- My wiemy, że dasz radę – oznajmia. – Teraz tylko ty musisz w to uwierzyć, okay?
Podchodzi do nas Laila. Tak dawno ją widziałam i teraz, kiedy nadchodzi koniec krokami większymi, niż bym chciała – czuję, że zaniedbałam tak wiele, przez swoje wariactwa… to dobijające, że na sam koniec ledwo pamiętamy jakie są osoby, które poświeciły nam tyle czasu, uwagi i cierpliwości. Żałuję, że tak to wszystko się potoczyło, ale teraz nie mam czasu nawet na rozmowę z nią. Jest za późno. Mam nadzieję, że jeszcze ją zobaczę, o ile ją zobaczę.
- Pięć minut – mówi ktoś z powstającego tłumu wokół areny.
- Przygotujcie się – dodaje Laila. – To ostatnie minuty. Czas na pożegnanie.
Przez moje ciało przebiega chłodny dreszcz, zerkam na Seana tuż za swoim ramieniem i mam dziwne odczucie, że nie zobaczę go przez długi czas; że nie zobaczę ich wszystkich. Przemawia przeze mnie strach, na pewno. To musi być strach, przewrażliwienie, panika i zdenerwowanie. Jeśli popełnię błąd, wszyscy za to odpowiemy – nie tylko ja. I właśnie to w tym wszystkim jest najgorsze. Nikt nie będzie miał czasu ani sił, by mnie ratować.
Ale znalazłam wszystko, czego chciałam. Przyjaciół, którzy są dla mnie zawsze, nawet kiedy ja czasami znikam w odmętach swojego wariactwa. Osobę, która wierzy we mnie bardziej, niż ja sama siebie. Poczułam smak łez, nauczyłam się kochać, miałam na ustach posmak goryczy i żalu. Popełniłam tak wiele błędów, a jednak jestem tu i wiem, że to moje miejsce. Jedyne czego żałuję to to, że nie miałam czasu poznać ich wszystkich tak, jak ja bym chciała, nie tak, jak pozwolił mi na to czas i los.
- To co, zobaczymy się po drugiej stronie?
- Mówisz, jakbyśmy zaraz mieli wszyscy poumierać – rzuca Rose do Dereka, potem patrzy na każde z nas po kolei – a chyba się na to nie zanosi. Jesteśmy w dobrych rękach.
Elfka łapie mnie delikatnie za rękę i ściska mocno. Uśmiecha się przez łzy, które powoli spływają jej po policzkach, przytula mnie jak siostra – zawsze nią dla mnie była. Nikim innym. Kimś, kto gdyby mógł, dzieliłby moją krew. Moją nadzieją, wsparciem i wiarą.
- Dasz radę – szepcze, tuląc mnie do siebie i zaraz się odsuwa. – Ty też to wiesz.
- Pewnie, że damy radę! – Tym razem, ściska mnie Jake, zarzucając swoją lewą rękę na moje ramiona. Śmiejemy się cicho.
To ostatni śmiech, na długo. Czuję to w swoich kościach.
- Zwykle mało mówię – odzywa się Aiden – ale tym razem coś powiem. Powodzenia.
- Dziękuję, Aiden – odpowiada spokojnie.
- Minuta do pełni!
Głos Pearl przebija wszystkie inne, więc już doskonale wiemy, że czas na pożegnania się skończył. Ja, Sean, Dylan i Jacob wkraczamy na pole areny. Po naszej prawej i lewej stronie są już inni mroczni. Wszyscy wydają się tacy skupieni, czekający na ten „koniec” naszej historii. Koniec świata, na którym żyliśmy. Niektórzy mają łzy w oczach, jak dwie dziewczyny naprzeciwko mnie. Inni nawet się uśmiechają, reszta ma nieokreślone miny. Jakby sami nie byli pewni, czy to właśnie jest to, do czego zostali powołani. Może właściwie to wcale nie jest to – życie na Galahiti. Może to była tylko próba? Czas próby dla nowonarodzonych, nadnaturalnych osób.
Nagle czuję jak arena wbija mnie na swoje miejsce. Czuję się tak, jakbym została wbita młotkiem w to miejsce. Spoglądam na Dylana, Seana… wydają się spokojni. Czy tylko ja zamierzam (oby nie) tu świrować? Zaczyna się zaklęcie. Nie wiem skąd, ale wiem, kiedy mam wypowiedzieć pierwsze słowa. „Całkowite zniszczenie” przerabiałam już kilka razy, wiem, co robić. Zamykam oczy, panuję nad swoją magią, oddycham.
W momencie, w którym dochodzi do połowy zaklęcia, nagle widzę wszystko, choć mam zamknięte oczy. Widzę siebie tak, jakbym latała tuż nad swoją głową. Widzę. Wszyscy mają zamknięte oczy, twarze uniesione ku księżycowi, poruszają się jedynie usta. Mija minuta, zanim wszyscy wokół mdleją. Jeden po drugim padają na ziemię jak nieżywi, ale ja czuję ich obecność. To jakby zapadali się w nicości. Wędrowali do innego miejsca, ale ich ciała… nagle zaczynają znikać. Jeden po drugim. Nie wiem, czy przechodzą gdzieś indziej, czy… czy zrobiliśmy coś nie tak. Głównie przez to, że nie mamy już kontroli. Nikt jej nie ma. To jest najbardziej przerażające. Wszyscy znikają, a my, wszyscy zebrani na tej przeklętej arenie, stoimy, z zamkniętymi oczami wpatrzeni prosto w księżyc. To jest przerażające.
Księżyc opuszcza swoje miejsce, powoli, boleśnie. Czuję, jak kurczy mi się droga do powietrza. Moje serce bije coraz mocniej i to boli, choć chyba nawet nie jestem we własnym ciele.
I nagle brama się zamyka.
Światła gasną.
Tracę oddech.


I'm paralyzed
I'm scared to live, but I'm scared to die
And if life is pain then I buried mine a long time ago
But it's still alive
And it's taking over me - where am I?
I wanna feel something, I'm numb inside


___________________

No cześć! :D 
Cóż, nawet nie wiecie jak długo czekałam na zakończenie tej historii, choć co chwila przybiegały do mnie nowe pomysły, nowe jakieś tam sprawy, brak czasu i w ogóle. Nie mogłam się skupić na tym, żeby w końcu napisać wszystko, co chcę napisać xD Naprawdę, pisałam to dwa dni (choć to w moim przypadku i tak cholernie mało) i nie wiedziałam, jak skończyć. To zakończenie jest najgorsze z najgorszych, ale cóż, nie stać mnie w tej chwili na nic więcej, a już nie mogę się po prostu doczekać, by zacząć pisać drugą część tej historii!!! ♥ 
Tak właśnie, będzie druga część i to najszybciej jak tylko dam radę napisać kilka (powiedzmy) rozdziałów w przód, bo chciałabym mieć w tym przypadku napisane coś w przód. Wiele razy próbowałam już pisać drugą część, ale w ogóle mi się te moje wersje nie podobają - oprócz kilku wątków, ale to już tajemnica, nic nie mówię :D Także - tak, będzie kolejna część no i całkowita zmiana oblicza tego bloga. Chcę zmienić szablon, na jakiś bardziej stosowny (o ile taki istnieje) będzie zmiana opisu bohaterów, będzie nowy spis treści i jeśli napiszę nowy rozdział jakiś, to zapewne tytuł pojawi się w spisie, także jeśli chcecie śledzić to co robię, zapraszam do wpadania na bloga! ♥ Obiecuję, że włożę w niego całe swoje serce i duszę, bo ta historia jest dla mnie ważna. Jest moja, własnoręcznie napisana, wymyślona przeze mnie - taka, jakbym chciała. I druga część na pewno będzie tysiąc razy lepsza, mam już nawet plan, ale o tym nie powiem nic na razie ;* 
Czekajcie na jakieś nowości, jeśli podobała Wam się ta część ;**
Do zobaczenia, Kochani!
Już w niedalekiej przyszłości, z nowymi rozdziałami i nowymi obliczami naszych bohaterów ♥

Tulę i pozdrawiam najmocniej! <33
Cherry

4 komentarze:

  1. Kochanie, moje!
    Szykuj się na długi wywód ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! 💖💖💖💖💖💖💖💖💖

      Przyznam, że już od dłuuugiego czasu nie wzięłam się za napisanie jakiegoś w miarę normalnego, sensownego i treściwego komentarza, dlatego też chciałabym Cię przeprosić za wszelkie błędy i pomieszane wątki. To przez moją przerwę w komentowaniu oraz przez oczarowanie, jak i też zaskoczenie epilogiem.

      Przyznam się bez bicia, że moje oczy prawie wyleciały z głowy, a serce stanęło. Wyobraź mnie sobie na środku korytarza w szkole, wpatrującą się w ekran telefonu z otwartą do granic możliwości buzią. Śmieszne, co nie? Tak właśnie wyglądała moja reakcja na epilog. Naprawdę trudno mi uwierzyć, że to już koniec pierwszej części i choć będzie następna, to w pewnym stopniu wolałabym poczytać jeszcze kilka wspaniałych rozdziałów z tej. 💖

      Tak jakby mam małą pustkę w głowie i nie mam bladego pojęcia co napisać. Ta historia była (i ciągle jest) najlepszą jaką kiedykolwiek czytałam z tej tematyki, dlatego jest mi tak trudno powiedzieć: "pa" i tak po prostu zostawić ją w którejś z szufladek w mojej głowie, i ją tam zostawić.

      Od początku historia zapowiadała się niesamowicie, od bodajże 5 rozdziału akcja pędziła i rozwijała się w niesamowitym tempie! Wszystkie wątki zdają się być dopracowane i ciekawe, przez co czytelnikowi jeszcze trudniej jest zostawić ją za sobą. Przecież tak nie można postąpić! Chociaż to już definitywny koniec 1 części, to jestem pewna, że będę wracać do tej historii jeszcze nie raz, ponieważ podbiła moje serduszko od początku 💖.

      Chciałabym przeprosić za zwlekanie z komentarzami, za zbyt częstym zapominaniu o ich napisaniu. Za brak czasu na odpowiednie wyrażenie swojej opinii i za cokolwiek jeszcze mogłabym przepraszać...

      Opowiadanie było niezwykle interesujące, ciekawe, (to to samo, ale ci xD) przekazujące wiele ważnych treści, wspaniałe, cudowne, fajne, superowe, pisane z pasją i weną.
      Dużo mogłabym jeszcze wymieniać, ale moje ubogie słownictwo niestety nie pozwala mi na wymienienie większej ilości przymiotników...

      Tak strasznie mi smutno :(

      Skoro mój wywód odnośnie całej historii został prawie całkowicie napisany, chciałabym się skupić w tym fragmencie bardziej na samym epilogu.

      Będę szczera i przyznam, że do Seana musiałam się przekonywać bardzo długooo. Wiele razy zmieniałam o nim zdanie, wiele razy był wspaniałym mężczyzną, idealną partią dla Lydii... Przez większość czasu wydawało mi się, że to Dylan będzie miłością jej życia, a tutaj zaskoczenie - to Sean nią jest. Mam co do tego mieszane uczucia, bo obydwoje podbili moje serce 💖. Obydwoje wspaniali, przystojni i czarujący... Ale jednak to Sean wygrał swoją tajemniczością.

      Fragment epilogu mnie nieco zirytował mianowicie: "- A najgorsze jest to, że nie wiem, czy ja bym to zrobił – stwierdza Dylan, całkiem poważnie."
      No przepraszam bardzo, to znaczy, że wcale jej nie kochałeś? Rozumiem, że strach przed śmiercią jest ogromny, ale miłość, jest chyba od niej silniejsza... Rozumiem też, że nie byli w tamtym momencie razem, ale no, ludzie! Jednak coś do niej czuł...

      Wiesz, ja się trochę Ciebie boję. A raczej Twojej wyobraźni, kochana... Końcówka jest niczym wyjęta z jakiegoś horroru.

      " Jeden po drugim padają na ziemię jak nieżywi, ale ja czuję ich obecność. To jakby zapadali się w nicości. Wędrowali do innego miejsca, ale ich ciała… nagle zaczynają znikać. Jeden po drugim. Nie wiem, czy przechodzą gdzieś indziej, czy… czy zrobiliśmy coś nie tak."
      [...] "I nagle brama się zamyka.
      Światła gasną.
      Tracę oddech."


      Czy chciałaś sprawić, żebym dostała zawału? Bo prawie tak się stało! Czy mam sądzić, że Lydia i wszyscy inni poumierali, a w drugiej części wszystko co przeżyje główna bohaterka będzie iluzją? A może postanowisz napisać druga część z perspektywy innej osoby kilka lat po tych wydarzeniach? Kto wie co Ci wpadnie do głowy...

      Dobrze, kochanie, ja już kończę, ponieważ książki mnie wzywają! Pamiętaj, że zawsze tutaj będę i postaram się wspierać Cię w trudnych chwilach 💖.

      Do zobaczenia, PAPA 💖.

      Shoshano aka Kerry aka MAŁPA

      Usuń
    2. Dziękuję Ci bardzo kochana! <3
      Chyba właśnie tego potrzebowałam, tak dawno czytałam Twoje komentarze, a tu nagle BUM i jest na pół strony :D Może nawet wiecej :D

      Tak, moja wyobraźnia - czasami nawet mnie przeraża, czego może nie komentujmy, bo to beznadziejne. Końcówka straszna, bo w ogóle następna część będzie miała miejsce w innym świecie, tak powiedzmy XD Zobaczysz, z resztą ♥

      Dziękuję Ci bardzo za tyle miłych słów i za docenienie mojej pracy i wszystkiego (zawsze to robiłaś, jestem Ci bardzo wdzięczna ♥). No i Sean miłością Lydii - tak musiało być, ta postać po prostu mnie tak ujęła, sama ją wymyśliłam, nie ukrywając, ale on mnie tak pochłonął, jego tajemniczość, no wszystko :D Uznałam, że będzie dla niej idealny, ale przecież nie są razem ;*

      No a co do Dylana, to chodziło głównie o to, że on po tym rozstaniu, po tym wszystkim, jest zagubiony sam w sobie. Widzi Lydię i Seana, jak dogadują się i wgl. jego uczucie do niej lekko gaśnie, ale nie tak całkiem. On w kolejnej części wciąż będzie ją kochał, jeśli nad tym też się zastanawiałaś ;* To będzie... trudne do opisania dla mnie, ale chyba dam radę ;*

      Odezwę się na GG jak znajdę chwilę ;*
      Kocham,
      Cherry ♥

      Usuń