-Ta baba jest... ugh. - mruknęłam wkładając książki do szafki szkolnej.
Jessica stała oparta o sąsiednią szafkę i obserwowała z politowaniem moje ruchy. Doskonale wiedziała jakie mam zdanie o wielu nauczycielach, lecz nic nie mówiła. Nie wydaje wam się czasem, że wasza przyjaciółka jest z wami tylko dlatego, że nie ma się do kogo przyczepić? Albo że nie ważne co powiesz, a ona i tak przyzna ci rację, żeby nie wyszło, że jest głupia? Oczywiście, ja o nic Jessic'i nie podejrzewam, ale czasami mam takie wrażenie, że to wszystko tylko głupia gra. Podobnie jest ze Steven'em. Ale na jego temat szkoda marnować czas.
-Coś nie tak? - usłyszałam melodyjny głos Locker.
Gdy na nią spojrzałam była zmartwiona. Przy mnie często ma taki wyraz twarzy. Niestety nic na to nie poradzę, tak wyszło.
-Dlaczego?
-Jesteś zamyślona. - rzuciła niechętnie. -Bardzo często się taka robisz. Po prostu odcinasz się od rzeczywistości, a gdy ktoś cię sprowadzi na ziemię, nie wiesz co się dzieje. - powiedziała spokojnie, po czym usiadła na ławce, a ja obok niej.
Wzruszyłam ramionami.
Co miałam jej powiedzieć, że mam wrażenie, że każdy mnie okłamuje. Czy może, że tak naprawdę twierdzę, że mój chłopak wcale mnie nie kocha? Może nawet nie wie, co to znaczy kochać.
-To nic takiego, po prostu się nie wyspałam. - dukam. -Ej, przecież jestem najpopularniejszą dziewczyną w szkole i wszyscy mnie kochają...! - wypaliłam, po czym zaczęłam się śmiać, a ona ze mną.
-Chciałabyś. - skwitowała.
-W sumie to nie. Dobrze mi z opinią nienormalnej i popieprzonej.
Jessica pokręciła głową.
-A nie? - prycham wesoło. -Przecież to do mnie pasuje. Tym bardziej po tym, jak razem ze Steven'em uciekliśmy z fizyki tylko po to, żeby iść do sklepu na spacer i wrócić po trzech lekcjach w humorze, jak po porcji narkotyków. Już widzę co sobie pomyślała cała szkoła... - powiedziałam do blondynki, która aktualnie wpatrywała się w swoje ręce, ale na ustach wciąż widniał uśmiech.
Jessica była wysoką, szczupłą blondynką z zielonymi oczami i wiecznym uśmiechem na twarzy. Ubierała się dziewczęco, a oglądała się za nią połowa chłopaków ze szkoły. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego żadnemu nie odpowiedziała "tak", ale nigdy o to nie pytałam. Nie jestem jedną z tych osób, które na silę próbują się czegoś dowiedzieć i żyć życiem innych. Jeśli by chciała, to by mi powiedziała, a jak nie to co mnie to obchodzi.
-Chodź. - złapała mnie za rękę i wstając pociągnęła za sobą. -Mamy polski.
-No przecież idę.
Po trzeciej lekcji cała szkoła szła na stołówkę, gdzie był nasz stół szwedzki i dziesiątki stolików z krzesłami dla uczniów. Jasne było to, że każdy miał swoje zajęte miejsca. Ludzie dzielili się na tych mądrych, pięknych (plastiki), wysportowanych, wyluzowanych, mózgowców informatycznych i po prostu tych popularnych. Do której grupy należałam ja? Teoretycznie do tych popularnych. Moje wybryki znała cała szkoła, więc trudno się dziwić. Tutaj biorą mnie za wariatkę, która nie zna granic. Ale co oni mogą wiedzieć o mnie i moim życiu? No właśnie; nic.
Uczniowie podchodzili, chwytali za plastikową deskę, na której rozłożone były trzy talerzyki i po kolei nakładali sobie to, co chcieli zjeść. Ja wzięłam jakąś sałatkę z ryżem i czymś, co pewnie zwą mięsem, ale nie wnikam. Czułam na sobie wzrok innych, a w szczególności chłopaków z grupy tych "wysportowanych". Na każdej przerwie mnie obserwowali, bo przecież Steven się z nimi zadaje. Tutaj ludzie patrzą na ciebie jak na ofiarę, a nie normalnego człowieka.
Wzrokiem odszukałam Jessicę, która siedziała już przy naszym stoliku na górze (stołówka była podzielona na część dolną i górną). Machnęłam jej ręką i skierowałam się w stronę stolika. Gdy tak dotarłam przyjaciółka przywitała mnie szerokim uśmiechem. Położyłam tacę na stole i podeszłam do barierek, skąd miałam widok na cały dół. Moją uwagę przykuł chłopak, którego właśnie zaczepili sportowcy.
-Lydia! - krzyknęła do mnie Locker, ale tylko machnęłam ręką i zbiegłam po schodach.
Przebiłam się przez tych chłopaków i stanęłam przy Steven'ie, który śmiał się z szatyna, którego widziałam tu pierwszy raz. Zlustrowałam wszystkich wzrokiem. Darli się do niego jakieś głupoty. Nic dziwnego, tutaj nowi uczniowie mają przejebane. Ci "ważniejsi" nie dają im żyć, a ja szczerze mówiąc tego nie znoszę.
-Co to za n... - zaczął kolega mojego chłopaka.
-Peter! - warknęłam do bruneta.
-Lydia skarbie, nie przejmuj się, my się nim zajmiemy. - puścił mi oczko, a ja zacisnęłam zęby.
Owszem, mam temperament.
-Nie macie co robić, tylko przedstawienie na środku stołówki? - zasyczałam mrożąc wzrokiem każdego z nich.
-Kochanie my tylko..
Nie słuchałam już wyjaśnień Steven'a. Bardziej zainteresował mnie tłum, który się zebrał wokół nas i tylko słuchał co się dzieje. Jessica stała na górze i przyglądała się całej akcji z przejętym wyrazem twarzy. Ręce miała skrzyżowane na piersi, a wzrok przenikliwy. Obok niej był Ethan, który teraz powinien znajdować się w grupie sportowców. Bo przecież do nich należy. Zauważyłam jak blondynka wzdycha i odchodzi od barierek.
Jeszcze tego mi brakowało.
-Rozejść się! - krzyknęłam. -To nie przedstawienie. Nie będzie fajerwerek!
Przeleciałam wzrokiem po tłumie, który moment później rozpadł się w pył. Wszyscy wrócili na swoje miejsca. Nawet chłopaki z drużyny szkolnej. Dobrze jest mieć tak duży wpływ na ludzi ze swojego otoczenia, nawet jeśli nie odpowiada to przyjaciółce, czy chłopakowi.
Ostatecznie spojrzałam na chłopaka, którego dopadli zanim jeszcze raczyłam ich przegonić. Stał trochę zdezorientowany, ale jakby pewny siebie. Zlustrowałam go wzrokiem. Z bliska był cholernie przystojny. Na moje rozumowanie, bycie tak atrakcyjnym powinno być zakazane, ale nie patrzę na niego, jak na kogoś kto mógłby się mną zainteresować - bo ja już mam swojego głupka - tylko na kogoś, kogo źle potraktowali moi rówieśnicy.
Miał ciemnobrązowe oczy, ciemne włosy uniesione ku górze i wyraźne rysy twarzy. Oprócz tego miał na sobie białą koszulkę z dekoltem w trójkąt i czarne jeansy, a na nogach czarne trampki.
-Dzięki. - wydukał, chyba nieco zmieszany moim spojrzeniem.
-Chodź stąd. - powiedziałam. -Wystarczająco szumu narobiłeś. Teraz będą siedzieć i komentować.
-Pierwszy raz cię tu widzę. - oznajmiłam siedząc na schodach, podczas gdy nowy kolega stał naprzeciwko z rękami w kieszeniach spodni i zdezorientowanym spojrzeniem.
Nie dziwię mu się, pewnie pierwszy raz został "napadnięty" za to, że jest nowy w szkole i uratowany przez dziewczynę, której wcale nie zna... Która potem wyciąga go ze stołówki, tylko po to, żeby towarzystwo się uspokoiło. To żaden jakiś flirt czy coś, po prostu wiem co robić, żeby odwrócić uwagę reszty. Albo zniknąć, albo sprawić żeby ktoś wywołał większą akcję, niż ta która miała miejsce kilka minut wcześniej.
-Przeprowadziłem się tu kilka dni wcześniej. Nie za bardzo się orientuję.
-Domyślam się. - rzucam. -Rzadko ktoś dołącza do nas miesiąc po rozpoczęciu roku.
-Takie akcje.. - gestykulował rękoma. -To chyba nic nadzwyczajnego, nie?
Pokiwałam głową.
-Trafiłeś do miejsca, gdzie ludzie nie dadzą sobie deptać po piętach. Każdy musi znać swoje miejsce, inaczej masz przewalone. - oświadczyłam z przekonaniem.
Szatyn uśmiechnął się uroczo, a ja śmiem twierdzić, że jak się uśmiecha to jest jeszcze przystojniejszy, niż jak tego nie robi.
-A ty? - spytał zaciekawiony. -Znasz swoje miejsce?
Zaśmiałam się cicho.
-A jak myślisz? - wzruszył ramionami.
-Nie sądzę. Nie jesteś jedną z tych całych "sportowców"... A na dodatek wyszłaś przed wszystkich i kazałaś im się rozejść, co faktycznie zrobili. - stwierdził. -Boją się ciebie czy jak?
-To nie tak. Jedne z tych "sportowców" jest moim chłopakiem. A poza tym, nie należę do dziewczyn, które boją się wyjść komuś naprzeciw, zwłaszcza tym ludziom. Oni muszą znać swoje miejsce, a ja nie. - powiedziałam, wpatrując się w chłopaka. -Słuchają mnie, bo wiedzą, że i tak nie mają nic do gadania.
-Lubisz mieć kłopoty?
-To nie kłopoty. - skwitowałam. -To jakiś rodzaj dominacji. Albo ty jesteś lepszy od nich, albo oni od ciebie, a wtedy po prostu dajesz sobą pomiatać.
-Rozumiem. - wydukał, znowu się uśmiechając.
-Swoją drogą... Jak masz na imię? -spytałam.
-Dylan.
Podał mi rękę, którą po chwili ujęłam.
-Lydia.
Witam moich kochanych czytelników :* O ile ktoś tu wgl jest ;-; Ostatnie komentarze... no szczerze zdziwiły mnie. Były pozytywne i negatywne. Co do tego negatywnego, odpowiedziałam, ale pw to jeszcze tutaj. Oceniacie całą historię na podstawie jednego rozdziału, który właściwie miał tylko przedstawić postaci. Nie zawsze na początku dzieją się cuda i wgl. początki nie muszą być "mega". Historia się rozwija i będzie się rozwijać coraz bardziej z każdym rozdziałem. Ale postaram się, żeby to wszystko w miarę szybko się potoczyło ;) Pozdrawiam x Hope
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa początku powiem cieże pani wyżej nie ma racji i że chyba jest nowa. A raczej zachowuje się jak dziecko
OdpowiedzUsuńDruga część jest taka że nie mam czasu na długie komentarze ale wiedz że rozdział cudowny ♥
I jak na razie bardzo mi się podoba :D
Pisz dalej kochana :*
Kocham. Ściskam. Całuje.
Crazy ;*
O matko *0*
OdpowiedzUsuńZakochuje się w tym opo <3
Kerry
Miejsce!
OdpowiedzUsuń