12.10.2015

03. Stary młyn.


Tego było już za wiele...  Czy to nie ironia losu? Kłócę się ze wszystkimi wokół, doprowadzam ich i siebie do szału. Dzisiaj Steven zapragnął spędzić ze mną czas... No zgadnijcie dlaczego. Gdy Dylan pojawia się na oczach mojego chłopaka, on wariuje. Myśli, że to jakieś zagrożenie, ale to nie prawda. Black nie będzie dla mnie nikim więcej, niż tylko kolegą, któremu pomogłam raz. Na dodatek Jessica cały czas stoi po jego stronie i broni go, jak lwica swoich młodych. Śmieszne. Wygląda jakby miała coś do tego, że ja robię to co robię, a przecież jest moją przyjaciółką. 
-Tutaj jesteś. - usłyszałam spokojny głos szatyna, który właśnie pojawił się na dachu szkoły - gdzie właśnie spędzałam przerwę. Samotnie. 
Spojrzałam na niego. Był nienagannie idealny. Miał czarne spodnie, szarą koszulkę, która opinała jego tors i perfekcyjnie ułożone włosy, skierowane ku gorze. Uśmiechnął się do mnie, po czym wykonał kilka kroków i usiadł na ławce obok. Oparł łokcie na kolanach i spojrzał na mnie wyczekująco. 
-Po co przyszedłeś? - spytałam wbijając wzrok w przestrzeń przed nami. Tworzyły ją kwiaty i Nowy Jork, który można było podziwiać z tego miejsca. 
-Wybiegłaś ze stołówki. Myślałem, że coś się stało. 
-Źle myślałeś. 
-Doprawdy? - zakpił. -To dlaczego siedzisz tu sama? 
Miał rację. Miałam dość tych wszystkich ludzi patrzących na mnie jak na kogoś, kto chce im zrobić krzywdę, i na Jessicę, która zawsze jak lwica broni mojego chłopaka, że niby jest taki cudowny i kochany. Wcale taki nie jest. 
Spojrzałam Dylanowi w oczy. Były ciemne, intensywne i tajemnicze. Patrzył na mnie jak na kogoś, kogo zna od zawsze. Jak na kogoś, o kogo cholernie się martwi i troszczy. Ten chłopak miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Był jak magnez. Nie chciałam tu z nim siedzieć, ale nie potrafiłam mu powiedzieć, żeby odszedł, bo miałam wrażenie, że go potrzebuję. 
-Powiesz mi, co się stało? - wymruczał po chwili. 
-A wyglądam na osobę, która zwierza się ludziom, które dopiero poznała? 
Prychnął zabawnie. 
-Ufasz mi. - skwitował, a ja uniosłam brew. -Widzę jak na mnie patrzysz. 
-To nic nie znaczy.  
-Przeciwnie. - oznajmił. -Pozwól mi zabrać cię w jedno miejsce. - poprosił, i ku mojemu zdziwieniu mówił bardzo poważnie. Zaczęłam się zastanawiać, czy ten człowiek naprawdę jest tym, za którego się podaje, czy ma więcej ukrytych twarzy. 
Chwilę później wstał z ławki, zwrócił się do mnie i wyciągnął dłoń. Zawahałam się, przyznaję, lecz po chwili ją chwyciłam, a on pociągnął mnie do siebie tak, że jeszcze odrobina, a wylądowałabym w jego ramionach. Zrobił to specjalnie? Nie wiem. Ale przynajmniej wstałam z tego pieprzonego drewna. 
-Nie boisz się opuszczać lekcji? - spytał, wciąż nie odsuwając mnie od siebie. 
-A wyglądam na taką? - uniosłam brwi, a w odpowiedzi ujrzałam szeroki uśmiech. 
-Możesz mieć potem kłopoty. Ale tobie to chyba nie przeszkadza. 
Ta bliskość zaczynała mnie z lekka irytować. Dylan pozwalał sobie na wiele, ale ja wiedziałam, że zna granice. 
-Chodź. 


-Co to za miejsce? - spytałam, gdy weszliśmy do jakiegoś starego, opuszczonego budynku.
Szatyn rozejrzał się po lokacji, a na jego ustach pojawił się cwany uśmieszek, mimo to nie odpowiedział na zadane pytanie. Budynek dość dosłownie prosił się o remont. Poobdzierane ściany koloru szarego sprawiały, że miałam ciarki na ciele. Wisiały na nich cztery, może trzy stare plakaty na końcach pourywane, albo przypalone. Nie przyglądałam się dokładnie. Na suficie były dość duże dziury, z których zwisały lekko przypalone drewniane belki. W oknach były powybijane szyby, a drzwi nie było wcale. Możliwe, że spłonęły... To wywnioskowałam po wnętrzu budynku; że po prostu spłonęło, ale nie doszczętnie. 
Kiedy chłopak przyglądał się sufitowi, ja postanowiłam przejść się i obejrzeć choć trochę, z tego co widziałam. Wykonując kolejne kroki dotykałam opuszkami palców zdrapanych ścian, na których co chwila dostrzegałam coraz to inne napisy, znaki czy też obrazki. Niektóre przedstawiały czarownice palone na stosie - gdyby się lepiej przyjrzeć - ale nie było wiele widać, tylko uszczerbki rysunków. Szczególnie zaciekawił mnie napis "Magia to przekleństwo" i drugi "Uciekaj póki możesz!". Litery były poucinane, jakby ktoś pisał to tak szybko jak tylko mógł, a potem faktycznie stąd uciekł. Ale skąd to nawiązanie do magii? Przecież to mit. Nigdy w świecie, na którym żyję osiemnaście lat nikt nawet nie wypowiadał tego słowa. 
-Ciekawe? - usłyszałam jego rozbawiony ton przy uchu. W reakcji odskoczyłam od ściany i posłałam szatynowi wściekłe spojrzenie. -Wiedziałem, że będziesz zainteresowana. 
-Możesz mnie nie straszyć? To nie jest zabawne. - warknęłam odrywając od niego wzrok. 
W odpowiedzi Black zaczął się cicho śmiać, lecz gdy obrzuciłam go morderczym spojrzeniem szybko zamilkł. Bardziej od jego wygłupów interesowały mnie napisy na ścianach. 
-Chcesz zobaczyć więcej? - spojrzałam na niego pytająco. -Ale spokojnie. - uprzedził, po czym złapał mnie lekko za ramiona i pociągnął w tył. Cofnęliśmy się z dwa metry. Potem ręką ukazał mi całą ścianę. 
Teraz widziałam znacznie więcej. Szare tło było pokolorowane czerwonym markerem... Oby to był marker - pomyślałam. Black zabrał swoje ręce z moich ramion i zaraz stanął przy moim boku. 
-Kto to napisał? - mój głos był strasznie ochrypły. Może to przez to, jak wilgotno i chłodno tu było. 
-Ludzie. Jedni starsi, drudzy młodsi... Musieli mieć nieciekawe życie, skoro zostawili po sobie coś takiego. - powiedział wzruszając ramionami. 
Uniosłam brew, po czym ponownie popatrzyłam na napisy. Były to przekleństwa, błagania, groźby i przestrogi. Wiele z nich dotyczyło ludzi, lecz jeszcze większa część zawierała słowo "magia". Przymrużyłam oczy i zerknęłam na Dylan'a. 
-Po co mnie tu zabrałeś? I dlaczego co najmniej połowa tych słów odnosi się do czegoś, co nie istnieje? 
Chłopak prychnął. 
-To nie tak. - rzucił twardo. Założyłam ręce na piersi i słuchałam, co ma do powiedzenia. -Zabrałem cię tu, bo byłaś skrzywdzona przez swoich znajomych. To jest miejsce w którym ja niejednokrotnie spędzam wieczory. 
-Nie boisz się? 
-Nie ma czego. 
Zdziwiłam się, ale kontynuowałam. 
-Co tu się właściwie stało? - spytałam grzecznie, przyglądając się chłopakowi. 
-Mieszkała tu rodzina. Dosyć duża rodzina... Pewnego dnia rodzice wyszli do lasu a dzieciaki zostały same w domu. Słyszałem od kogoś, że jeden z młodszych braci miał dar, posiadł magiczną moc. Wtedy bawił się przy kuchence gazowej, a kiedy drugi z braci go zdenerwował, on całą swoją mocą spowodował wybuch. Dzieci nie przeżyły, rodzice wyjechali i nigdy nie wrócili, a dom płonął do czasu, aż z nieba spadł deszcz i wszystko zgasło. - powiedział, a ja słuchałam jak zaklęta. Jego słowa wydawały się mieć sens, nie miałam powodu, by mu nie wierzyć. Ale wierzyłam w jedno: na tym świecie nie istnieje coś takiego jak moc magiczna i koniec kropka. 
Chciałam odpowiedzieć, ale nim wydałam z siebie jakikolwiek dźwięk po budynku rozległ się dźwięk SMS'a, który wypełnił każdy pusty kąt tego domu. Nieco zdezorientowana sięgnęłam do kieszeni spodni i wyciągnęłam telefon. Odblokowałam go kodem i kliknęłam w miniaturę wiadomości. 

Od: Jessica;
Przyjdź do szkoły, przyjechali jacyś ludzie i nasza klasa ma się stawić w sali od historii. 
Szybko! 

Spojrzałam niespokojnie na Dylan'a, który stał z rękami w kieszeniach spodni. Poczułam jak zalewa mnie poczucie irytacji. Odłożyłam telefon z powrotem tam, gdzie jego miejsce i westchnęłam ciężko. 
-Musimy iść. - oznajmiłam. 


Dziesięć minut później byliśmy już w sali historycznej. Zebrała się cała nasza klasa - do której należy również Dylan - równe dwadzieścia jeden osób siedziało w ławkach jak baranki czekające na ścięcie. Zostaliśmy sami. Każdy wymieniał się z każdym niespokojnym spojrzeniem. Niektórzy wzruszali ramionami w poczuciu niewiedzy, inni tylko nerwowo stukali butami o podłogę. Ja za to czułam się jak w więzieniu. Osłabiona, a jednak z poczuciem jakiejś zbierającej się we mnie energii, z której nie mogę korzystać. Znudzona, bo ileż można czekać na tych pieprzonych nauczycieli? Już nawet nie zwracałam uwagi na Jessicę i Steven'a. Jak dla mnie, ten związek już dawno się skończył. Teraz to tylko jakiś wspólny interes. 
W końcu drzwi się otworzyły, a do środka weszły cztery osoby. Jedną z nich był nasz nauczyciel od historii; pan Quest. Był całkiem młodym mężczyzną, miał zaledwie trzydzieści dwa lata i z tego co mi wiadomo, to wciąż był singlem. Nie żeby mnie to w jakikolwiek sposób intrygowało, czysta ciekawość. Kiedy przystanęli za biurkiem i wokół niego, obok mężczyzny stała wysoka kobieta, na oko trzydzieści lat, czarne włosy. Z tego co zauważyłam miała bardzo wyraźne rysy twarzy, zielone oczy i przeszywające spojrzenie. Zbadała nas wszystkich wzrokiem od stóp do głów, po czym uśmiechnęła się szyderczo. Pozostali dwaj panowie wyglądali na ochroniarzy, czy coś w tym stylu. Trudno powiedzieć. Byli ubrani na czarno i żaden nawet nie wysilał się, by na nas spojrzeć. 
W tym właśnie momencie poczułam się niesamowicie niepewna i zdezorientowana. Tonęłam w morzu myśli, które obijały mi się o głowę niczym siekiera o drewno, gdy drwal postanowi się trochę nad nim poznęcać. Jedno podstawowe pytanie: 
Kto to do cholery jasnej jest? 

Cześć kochani ;) Dodaję rozdział bo żona tak chciała, a ja w sumie się troszkę nudzę :D Starałam się żeby była akcja i żeby nie było tak nudno, a zapewniam, że będzie lepiej później, aczkolwiek jeden kod który stosuję na tym blogu bardzo mnie denerwuje i źle mi się pisze, ale mam nadzieję że będzie oki ;* Pozdrawim x Hope

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. W ostatnim czasie powoli wracam do komentowania xD
      Dużo czasu zajmie mi powrót do dawnego "sposobu" komentowania, wiec proszę nie dziw się jeśli ten komentarz, będzie.... DZIWNY? Po prostu się odzwyczaiłam i mogę pisać nie po polsku xD

      Powiedz mi jedną, bardzo istotną rzecz.... Jak to możliwe, że TYYYYLE talentu i charyzmy mieści się w tak małej osóbce? No błagam zdradź mi swój sekret :)) Będziemy miały jakiś wspólny <3

      Ja: Będzie tak fajnie! ^-^
      Hope: Tak jasne.... No... Fajnie...
      Ja: Jestem taka happy!^^
      Hope: Przystopuj dziewczyno...

      Wybacz xDD Czasami jestem za bardzo nieogarnięta xD

      Wiesz, że ta historia jest zupełnie inna od reszty? W taki fajny i oryginalny sposób odchodzi od pozostałych, co dodaje jej uroku i... magii? 0_o Właśnie! A pro po magii... Coś myślę, że Dylan ma magiczną moc *-* Albo to on jest tym dzieckiem.... Ah. Za dużo pytań! No i kim jest ta laska? Wiesz pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to jakaś babka, która szuka czarodziei, czy tam wyjątkowo uzdolnionych xDD Wierzysz w to? Bo ja nie xD. A może zupełnie inaczej zrozumiałam treść rozdziałów? i może tak naprawdę nie o to chodzi :o Wyszłabym na idiotkę xD Ale i tak dodam komentarz... Raz się żyje^^

      Eh. Wiem, ze krótko i bez sensu, ale wracam do normalnego "trybu" dajcie mi czas :D (a potem i tak będę pisała chaotycznie i nie na temat, więc to i tak nic nie da xdddd)

      Pozdrawiam i życzę weny ;*
      Kerry.

      Usuń
  2. Witam ;)
    Przeczytałam wszystkie rozdziały tej historii, i muszę powiedzieć że pomyśł jest cudowny xxd
    Dylan i Lydia = <3
    Uwielbiam ich <33333 Są tacy mroczni ;p
    Ja już lecę, bo muszę pokój ogranąc
    Życzę weny :* xd

    Lexy

    OdpowiedzUsuń