Przechodząc holem wzdłuż budynku usłyszałam krzyki. Głośne, liczne krzyki.
Wybiegłam przed budynek, gdzie, jak się okazało, odbywał się ten cały cyrk i stanęłam tuż za drzwiami. Straże trzymali jakiegoś faceta, który wykrzykiwał jakieś słowa, ale przez mieszanie głosów nic nie mogłam zrozumieć. Szarpali się. Pearl stała na uboczu. Miała zdenerwowaną twarz i wykrzywione usta, ale uśmiech to na pewno nie był. Uczniowie szeptali między sobą. Niektórzy przerażeni. Inni rozbawieni. Z trudem, ale dostrzegłam pośród nich Steven'a i Arthura. Obaj zupełnie oddaleni od siebie. Obaj zabijali się wzrokiem. Westchnęłam zażenowana, skupiając się na mężczyźnie, który wciąż usiłował przedrzeć się przez straże.
Patrzyłam na to, ale nie reagowałam. Wydawało mi się, że gdzieś to już widziałam. Scenę, gdzie ochroniarze przetrzymują człowieka, który ośmieli się przekroczyć granice Galahiti. W książce! Kojarzyły mi się regulaminy przebywania na wyspie oraz konsekwencje ich złamania. Ale było gorzej. Za złamanie zasad groziła śmierć, bądź skazanie na lata w lochach.
Nieco bardziej zainteresowana całym wydarzeniem zbiegłam po schodach, i będąc już na ziemi, spokojnie podchodziłam do towarzystwa w czarnych kurtkach. Siłowali się z szatynem, który za wszelką cenę chciał przedrzeć się do środka. Jednak kiedy dokładniej przyjrzałam się twarzy szatyna - zrozumiałam. Zaczęłam biec w kierunku zamieszania, kiedy panna Perrie zagrodziła mi drogą, wychodząc naprzeciw. Nie uśmiechała się. Nie wyrażała żadnych emocji...
Patrzyłam jak jeden z nich używa magii, by zrobić mu krzywdę. Po wyszeptanych słowach zrozumiałam. Chłodził mu mięśnie, by nie mógł dalej walczyć. Wiecie co było najgorsze? Stałam i patrzyłam na to, co mu robią, ale nie mogłam temu zapobiec. Chciałam być na jego miejscu. Chciałam czuć, to co on teraz czuł i cierpieć, tak jak on cierpiał za mnie. Zaciskałam zęby i pięści, by nie dać upustu złości, która mnie przepełniała.
Spojrzałam na nią. Miała chłodny wyraz twarzy. Nie obchodziło ją to, co z nim zrobią... Ważne było, aby jak najszybciej zapobiec widowisku.
-Zostaw go. - warknęłam.
-Nie mogę, Lydia.
Chciałam odpowiedzieć, ale w tym momencie poczułam uścisk wyżej nadgarstka. Obróciłam głowę, by zobaczyć kto, ale wcale się nie zdziwiłam, widząc go za sobą. Dylan. Nie patrzył na mnie ze współczuciem. Świetnie ukrywał uczucia, mogłam mu to przyznać z czystym sercem. Dziwił mnie tylko fakt, że on jedyny zdobył się na odwagę, by do mnie podejść. Nie Steven. Nie Arthur. On.
-Zabierz ją stąd. - powiedziała dumnie Pearl, podczas gdy straż wyprowadzała nieprzytomnego szatyna.
Brali go do lochów.
Mimo woli po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Gorzkie, słone łzy. Chciałam pozabijać wszystkich tych ludzi. Wszystkich! Za to co mu zrobili...
Kątem oka zauważyłam, jak Dylan skina głową.
-Uspokój się. - powiedział wlepiając wzrok w podłogę.
Chodziłam jak nawiedzona. W tę i z powrotem po tej pieprzonej siłowni, bo tylko tutaj nikogo nie było, i wciąż nie mogłam się uspokoić. Nie potrafiłam. Myśl, że torturowali magią mojego brata i zanieśli go do lochów była czymś gorszym, niż tortury odprawiane na mojej własnej skórze. Black siedział na jakimś dziwnym czarnym kwadracie, który sobie wyczarował, i bez przerwy kazał mi się uspokoić.
-Nie potrafię! Rozumiesz? Nie potrafię!
-Lydia...
-Nie! To nie twojego brata trzymają teraz w lochach, nieprzytomnego. To nie ty widziałeś na własne oczy jak mrożą mu mięśnie, bo zbyt bardzo walczył, by móc cię zobaczyć. - wyznałam. -To nie ty... Nie ty czujesz się winny. On zrobił dla mnie wszystko. Zrobił wszystko, żeby się tutaj dostać, nawet jeśli miał dostęp do jakichś magów! Nie obchodzi mnie to. Mój brat może umrzeć, a wiesz co jest najgorsze? Z mojego powodu.
-To nie jest twoja wina. - powiedział wstając i podszedł do mnie.
Nie chciałam wiedzieć jak wyglądam. Ale wyobrażałam to sobie. Jak "nieszczęście", jak to mawiała moja babcia. Miałam czerwone oczy, od łez, które bez przerwy spływały mi po policzkach... Na dodatek wcale nie czułam się na siłach, by płakać. Nie pamiętałam kiedy jadłam. Poprzednia akcja znacznie mnie osłabiła psychicznie, ale i fizycznie. Dla mnie, to było za wiele. Nie wiedziałam, ile dokładnie wytrzymam na nogach, ale starałam się tego nie pokazywać. Żywiłam nadzieję, że jak najdłużej.
-Lydia - spojrzał mi w oczy - to nie jest twoja wina.
-Wyjechałam bez słowa. Austin mnie szukał i znalazł... Ale nie przewidział tego, że będą komplikacje. Nie śniło mi się nawet, że będę patrzeć jak mój brat traci przytomność z mojego powodu... Chciałam patrzeć jak wychowuje dzieci u boku pięknej, troskliwej kobiety. - odeszłam od szatyna -Chciałam patrzeć, jak cieszy się z życia i nie pamięta o młodszej siostrze, która już nie może wrócić do tamtego świata. Widywałabym go w snach, tworzyłabym wszelkiego rodzaju ruchome obrazy jego życia. Byłabym obecna. Byłabym z nim i cieszyłabym się, że jest szczęśliwy i bezpieczny... A teraz? - spojrzałam z bólem na Black'a -Leży nieprzytomny w tutejszych lochach. A ja nawet nie wiem, czy ma szanse na przeżycie.
-Nie martw się na zapas. Perrie nie da mu zginąć, dobrze wie ile on dla ciebie znaczy i że zrobisz wszystko, by go wypuścili. - stwierdził szatyn.
Zmrużyłam oczy.
-Ja też mam brata, Lydia. Chyba nawet w wieku twojego - zaśmiał się - i uwierz mi, zrobiłbym wszystko, by go ochronić. Ale nie traciłbym nadziei. Nie, gdy jest jeszcze szansa na dobre wieści i bezpieczne odesłanie twojego brata do NY.
-Jeśli to zrobią, pozbawią go wspomnień.
-Wolisz, by był więziony, czy by nie pamiętał, że wie gdzie jesteś? - spytał, a ja wzruszyłam ramionami. -Nie możesz mieć wszystkiego.
-Jak ma na imię twój brat?
-Czy to ważne?
Pokiwałam głową.
-Jake.
-On też nie wie gdzie jesteś. - szatyn skinął głową. -Myślisz, ze ryzykowałby, by cię odnaleźć?
-Nie sądzę, żeby to był dobry moment na tego typu rozmowy. Powinnaś porozmawiać z Pearl, zapytać co chcą zrobić z Austin'em.
-Nie - pokręciłam głową - chyba nie mam na to sił.
Stałam i patrzyłam na niego, kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie. Korzystając z faktu, że szatyn był obok chwyciłam się jego ramienia, a on szybko zareagował:
-Lydia, dobrze się czujesz?
-Nie. Kręci mi się w głowie. Co robisz? - spytałam kiedy Black zamknął oczy i szeptał ciche słowa, a jednocześnie podtrzymywał mnie przy sobie. Nie przytulał mnie. Trzymał za rękę w okolicach łokcia. No cóż, trzeba przyznać że zachowywał bezpieczną odległość.
Po chwili zaczął mnie boleć brzuch. Był to tak niesamowity ból... Taki, którego jeszcze prawdę mówiąc nie doświadczyłam w swoim życiu. Miałam wrażenie, że Dylan wbija mi setki noży w niego, ale wcale tak nie było. On patrzył na mnie, a w oczach miał strach. Chciałam zemdleć. Wydawało mi się, że byłoby to świetne rozwiązanie na ból.
-Połóż ją na ziemi!
Nie wiem skąd, ale do sali wpadła przerażona Rose. Kiedy czułam, że tracę kontakt ze sowimi nogami poczułam się jeszcze gorzej. Dylan wziął mnie na ręce i położył delikatnie na podłodze. ból nie ustępował. Trzymałam się za brzuch, choć wiedziałam, że to nic nie da. Ruda podbiegła do mnie i od razu przyklękła na dwa kolana. Ułożyła ręce na moim brzuchu, zmrużyła oczy i uniosła głowę ku górze. Koncentrowała się na mnie, kiedy szatyn zastanawiał, co takiego mi jest. Widziałam to. Patrzyłam na niego. Widziałam jak chodzi w jedną stronę i z powrotem. Jego zdenerwowanie wymalowane na twarzy. Wtedy, w mojej głowie narodziła się myśl... A co, jeśli on naprawdę się przejmuje? Nic. Choćbym miała tu umrzeć, nie powiedziałabym mu co mi jest i dlaczego jestem tak osłabiona. Chciałabym, żeby powrócił do swojego życia tutaj, w którym nie musiał za mną chodzić i się mną opiekować. Nie chciałam mu ciążyć.
Poczułam stężenie bólu. Naparło tak bardzo, że podniosłam głowę uciskając dłońmi bolące miejsce. Rose nie przerywała tego, co robiła, a Dylan coraz bardziej się denerwował. Ale bolało jak cholera. Nie wiedziałam, czy tak działa anoreksja, ale byłam temu zdecydowanie przeciwna. Dłonie dziewczyny emanowały pięknym zielonym kolorem - leczniczym. Jednak ja nie czułam nic, prócz bólu.
-Rose!
-Nie krzycz na nią. - wyszeptałam spoglądając na szatyna.
-Lydia.. Dlaczego ty jesteś tak spokojna?
-Bo widzisz, ból jest czasem dobry. - starałam się uśmiechnąć, ale za nic mi nie wychodziło. -Jeśli nie chcesz patrzeć jak umieram, wyjdź. Tak będzie łatwiej.
-Hey, hey... - rozjuszył się -Ty nie umrzesz. Jasne?
-Co wy z nią robicie?! - usłyszałam kolejny wściekły głos.
-Arthur. - zawarczał Dylan.
-Co jej zrobiłeś, idioto?! - krzyczał blondyn.
-Ludzie, do cholery, nie pomagacie jej krzykami!
Rose wbrew pozorom była bardzo przekonująca.
-Lydia, zostań ze mną. - wyszeptała po chwili.
Nie odpowiedziałam.
Ból się nasilił, a ja nie usłyszałam nic więcej.
-Starałam się. - wyszeptałam.
-Ona żyje... Powiedz, że ona żyje! - krzyknął szatyn, który chyba najbardziej przejął się stanem dziewczyny.
Lydia leżała przede mną. Była nieprzytomna - miałam taka nadzieję. Wyglądała jak plastikowa lalka. Porcelanowa. Nietykalna. Piękna. Jednak mimo wszystko, była bardzo wychudzona i słaba. Przez ostatnie dni przynosiłam jej posiłki ze stołówki, ale widocznie ich nie jadła. Ale anoreksja nie działała w ten sposób. Była zbyt osłabiona, ale zbyt silna. Miała w sobie ogromną moc. Powiedziałabym, że niemal identyczną jak Dylan - widziałam kiedyś jego możliwości. Magia ją rozpierała, a jej ciało nie wytrzymywało tych nerwów, braku jedzenia i nadmiaru nadnaturalnych sił. Po prostu nie dała rady.
Teraz jednak, myślałam jak wytłumaczyć to tym dwóm chłopakom. Choć muszę przyznać, ten blondyn ładnie mnie zdenerwował.
-Rose.
Wstałam.
-Jej serce bije. - zakomunikowałam bez uśmiechu. -Da sobie radę - zerknęłam na szatynkę -jest bardzo silna.
-Co jej jest? - spytał Dylan.
-Nnn.. Nie mogę wam powiedzieć. Obiecałam jej, że nie puszcze pary z ust choćby nie wiem co.
-Słucham? Ona prawie nie umarła na moich oczach, a ty śmiesz mówić, że jej obiecałaś? Bzdury! Ty nie wiesz, jakim ona jest człowiekiem, nie pozwoli sobie pomóc... A na pewno nie po dobroci. Tym bardziej, że czuje się winna za wszystko.
-Dylan... - westchnęłam -Ty nie chodzi już o to, czy ona umarła czy nie, choć dobrze że żyje. Chodzi o dane słowo, którego nie powinno się łamać. I Lydia umarłaby na moich rękach, bo ja nie zdołałam jej pomóc, choć po to mnie wezwałeś. A ty - spojrzałam na blondyna - hamuj krzyk zanim nie dowiesz się, co się dzieje. Jestem pewna, że nie pomógł on Lydii, z pewnością.
-Rose, nie poznaj...
-Ona prawie umarła na moich rękach! Rozumiesz? Zabierzcie ją do mojej sali.
Wybiegłam stamtąd.
Zostawiłam ich.
Cześć kochani :*
Przepraszam, że rozdział po takim odstępie czasowym - zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Dni mijają mi tak szybko, że nawet nie zauważam :x Dodatkowo mam problemy z komputerem: nie może dojść do siebie po włączeniu i domaga się sformatowania :(
Co do rozdziału widzimy, że nasza bohaterka czuje się coraz gorzej, a Dylan chce jej pomóc. Arthur też (coś tam) się angażuje, ale to bardziej na niekorzyść ;d Ale uprzedzam! To, że teraz między waszą kochaną dwójką jest dobrze, nie znaczy, że później będzie ;d Wspominałam, że to będzie bardzo skomplikowane? ^^
Chyba tyle miałam do powiedzenia x
Pozdrawiam!
Hope
Miejcówka moja ! ;*
OdpowiedzUsuńMiejscówka*
UsuńHello! It's me!
UsuńPowitanie zaliczone★
Mam nowy nick! I to lepszy od poprzedniego
Lexy mi się znudziło
Rozdział jest genialny xdd Co ja gadam?? On jest Out of this world!! Coś czuję że kom będzie miał sporo angielskich akcentów...
Kiedy czytałam fragmencik z Austinem to... Jprdl!!! TO TAKIE SMUTNE!!:((((
Dobra, dziś jakoś nie mama weny na kom :/
Zawsze mama pomysły wieczorem... dziwne :///
Napiszę co się da ;) przepraszam jesli będzie trochę pojebany
ŚŁONECZKO!! PRZYBYWAM!;*
ŻAL MI CHOLERNIE LYDI!!!!
To takie smutne :(( Dlaczego wgl jest ten rozdział taki smutny...
Dobra, niech Austina dadzą do Łochów, wymarzą mu pamięć i niech wróci do NY
I nie będzie czerpiał
Biedak, mięśnie mu zamrożyli :(
Na oczach Lydi jeszcze...
Cholera!! Głupi strażnik xdd
Fuck them
To takie słodkie jak mój mroczny romeo opiekuje się Lydią... awww To takie sweet <333
To nie winna Lydi i koniec KROPKA.
Hah, kropko - fobia mi wróciła xDd
Kocham kocham Kocham tą dwójkę! !!♥♥♥♥<333
każdy to wie xddd
Ohhh .... :o Co się dzieje z Lydią??
Biedna, jej stan zdowria się pogorszył :((((
Ból brzucha? O cholerka
:o
Niech Artur spada na drzewo i niech nie winni Dylana.
Mam nadzieję że Lydia wyzdrowieje
I że doczekam się mojej pary xdd
Moim zdaniem to nie jest skomplikowane xd
Po prostu zrobią buzi buzi, trochę będą siebie unikać, i na końcu BOOM! Mamy nową parę♥ Wiem, przesadzam... Sorry.
Mam nową ulubioną piosenkę Biebera - Sorry
Jakoś za nim nie przepadam, ale piosenki do ma niektóre fajne xdd
Ja już lecę xx
09. Jest Boska i taka smutna ;)
Buziaki ;***<33
Aria xx
MOJE! ^-^
OdpowiedzUsuńKochana! Wracam :*
UsuńI powinnaś mnie zabić :c Jestem okropna, tak wiem to. Wracam po tak długim czasie ~.~ A przeczytałam od razu po dodaniu... Ah. Powinnaś mnie rzucić lwą na pożarcie, czy coś w tym stylu...
- Obyś wiedziała, że rzucę!
Wiem, że tak myślisz :c. Wiem! A wiesz dlaczego? Bo każdy tak myśli :c "Zajmują sobie chamy miejsca, a potem debile nie wracają..." Ja wszystko rozumiem. Nawet nie powinnam się tłumaczyć, bo tłumaczy się winny, co nie? Ale co tam, ja wytłumaczę.
No więc tak... Było super, aż do około 14 w sob. -,- Mój internet naprawdę zaczyna mnie denerwować! No ile razy może się psuć itp.? No więc wiesz :)) Popsuł się. ZNOWU! Ale dość już tego dlaczego nie skomentowałam wcześniej itd...
Rozdział to istna perełka <3.
Cudowna osóbko, nie mam pojęcia jak to robisz. Powodujesz, że czytelnik wczytuje się w pierwsze dwa zdania, a potem nie może przestać. I jak już przeczyta wszystko myśli sobie: "Co? Dopiero zaczęłam! Czemu nikt nie może dodać dwóch next'ów w ciągu dwóch dni?" - czy coś w tym rodzaju.
Aż mnie za serce coś dziwnego trzymało, kiedy czytałam scenkę z Dylan'em <3. Nie wiem dlaczego XDD. Kocham po prostu gościa! Jest genialny ^-^. I W.S.P.A.N.I.A.Ł.Y. ! *o*
Błagam Black zostań moim mężem! :*
Szkoda mi brata Lydi :c. Ze też musiał przez to przechodzić... Ale zaraz! Wróć! Jakim sposobem się dostał na wyspę? :o Jakiś portal czy jakieś cośkowe coś? (cośkowe coś XDD - nie ważne....) Na pewno to coś wielkiego *-*
No i znowu nasza Lydia źle sie czuje :c. Ale będzie jeszcze ok, c'nie? :))
Mój bohater zawsze słodki^^ Dylan <3 Eh. Rozmarzyłam się wybacz :D
Rozdział wgl. podbił moje serducho! :D Jest genialny i piękny o.o <3.
A tak wgl. to co tam u cb? Jak w szkole? :D Jakieś lepsze ocenki? Ja dostałam 3 z chemii ^.^ Nie wieżę XD.
Podsumowując:
- Przepraszam, że tak późno.
- Genialny rozdział <3
- Cudownie piszesz :*
No to zostało mi chyba tylko życzyć weny xd.
Całuję,
K.
Zostałaś nominowana do LBA na moim blogu newleonetta.blogspot.com ^^
OdpowiedzUsuńJuż wiesz, ale co tam :D