Ciemność opanowała całą wyspę. Niebo ułożyło się do snu, przykrywając kocem pełnym pięknych gwiazd, pośród których wyłaniał się księżyc - moje światło. Drzewa uchylały się nisko, jakby składały ukłon wszystkiego co niższe, lecz silniejsze. Trawa szumiała, poruszana lekkim zimnym wiatrem, który nucił swoją cichą piosenkę.
Poruszałam się pomiędzy drzewami, dotykając palcami ich popękanej kory. Zauważyłam, że elfy dawno zapuszczały się w głąb zielonej puszczy. Stąpałam lekko, ale pewnie, jakbym bała się, że obudzę coś, co żyje pomiędzy tymi drzewami. Czułam woń morza, które napełniało moje płuca zimną wilgocią. I mimo, że miałam na sobie czarną, ciepłą skórę... wciąż odczuwałam chłód. Rose powiedziała mi, że powinnam była się do niego przyzwyczaić. Przez ostatnie dni moje ciało było lodowate. Ale nie czułam, żeby faktycznie tak było. Najwidoczniej nawet w obliczu śmierci moje ciało nie potrafi się przestawić na ostrzejsze warunki naturalne.
Na granicach lasu, dostrzegłam ją. Stała przy morzu. Patrzyła na fale, które obmywały chłodny piasek pod jej stopami. Miała na sobie czarny płaszcz. Włosy upięte w elegancki kok, a ręce najwidoczniej umiejscowione na brzuchu. Perrie miała ten zwyczaj: bawiła się swoimi palcami, gdy na coś czekała. Mimo wszystko, nie dostrzegłam jej twarzy. Stała plecami do mnie. Nie mogłam.
Chciałam do niej podejść. Naprawdę chciałam to zrobić, ale coś mi podpowiadało, że nie powinnam. Czułam, gdzieś w głębi, że to co usłyszę nie będzie tym, co chcę usłyszeć. Dodatkowo przez mój brzuch przelała się fala bólu, ale nie ugięłam się. Stałam prosto. Ani drgnęłam, czekając aż ból minie. Rose napomniała, zanim wyszłam, że będę musiała bardzo uważać. Mój organizm nie był gotowy na przemęczenie. W każdym momencie mogłam zemdleć.
-Po co mnie wezwałaś...
Zbliżałam się do niej. Cicho i spokojnie. Nie mgła wyczuć, że byłam zaniepokojona, a byłam. Brunetka obróciła się na pięcie. Nasz wzrok się spotkał. Gdybym mogła, nazwałabym ją demonem - w nocy naprawdę tak wyglądała. Jej czerwone usta w świetle księżyca wyglądały jak poplamione ludzka krwią. Zmrużone oczy i dumny wzrok nie pozostawiały wiele do życzenia.
-Jak mi wiadomo, również po twoim zachowaniu, trzymam w lochach członka twojej rodziny. Chciałabyś się pochwalić, kto to taki? Kuzyn? Wujek? ... A może brat? - uderzyła w czuły punkt.
-Do czego ty dążysz, Pearl?
-Chcę wiedzieć, co mogę zrobić z więźniem.
-Puść go wolno. - warknęłam. -Nic ci nie zrobił. Nie jest ci nic winien!
Kobieta się zaśmiała. To był szyderczy śmiech.
-A więc brat... Masz jakieś propozycje?
W mojej głowie pojawiła się jedna myśl: czy ona jest, do cholery, głucha? Bo na to wyglądało.
-Powiedziałam ci, żebyś go wypuściła. Odeślij go z powrotem do Nowego Jorku i pozwól na normalne życie. Masz tu mnie, jego nie potrzebujesz. A jeśli spróbujesz go zabić...
-Co wtedy? Hmm? Lydio. Co wtedy zrobisz, jeśli pozbawię życia twojego brata?
-Ja znam swoje możliwości, Pearl.
Odniosłam wrażenie, że poczuła się urażona. Uniosła brew, lecz nie odpowiedziała na początku. Dopiero po dłuższej chwili:
-W porządku. - rzekła -Twój brat zostanie pozbawiony wszystkich wspomnień z wyspy i wysłany do normalnego świata. Ale... Nie powiem ci, kiedy to nastąpi. Może mi się on przydać, gdybyś na przykład chciała zrobić coś głupiego. Obawa przed stratą ukochanego braciszka powinna być dobrym powodem, do zastanowienia.
Teraz to ja chciałam pozbawić jej głowy, bo serca i tak nie miała.
-Będę spokojna. Obiecuję. Kiedy tylko wypuścisz go na wolność...
-Dobrze wiem, co potrafisz, młoda damo.
-Dowiesz się, jeśli nie uwolnisz mojego brata.
Prychnęła.
Wchodząc do siedziby Rose poczułam woń cudownych ziół elfki. Parzyła z nich herbatę dla mnie. Twierdziła, że to pomoże mi w szybkiej regeneracji i zapewni dodatkową odporność. Ani śmiałam dyskutować. Obawa przed jej złością była gorsza, niż ta przed walką z samą Pearl Perrie. Jednak każde zielone składniki uzdrowicielki świetnie pachniały i tak jakoś uspokajały człowieka.
Dziewczyna siedziała na krześle przy swoim stanowisku z ziołami i pilnowała, by wszystko szło jak należy. Była bardzo skupiona na swoim zadaniu. To była jej pasja, a także praca, którą szczerze uwielbiała. Patrzyła na to wszystko z miłością - jak każdy elf, kochający naturę. Jej rude włosy kontrastowały z zielenią panującą w pokoju, ale nawet było jej do twarzy. Miała je rozpuszczone. Pięknie falowały na jej ramieniu. Cerę miała jasną, jak porcelana.
Stanęłam w drzwiach, oparłam się o framugę i z uśmiechem na ustach przyglądałam się jej wyczynom. Jednak nie było dane mi długo czekać. Ruda zaraz spojrzała w moją stronę.
-Lydia - ucieszyła się - już wróciłaś. Siadaj, siadaj i opowiadaj. Jak rozmowa z naszą wiedźmą?
Wzruszyłam ramionami i usiadłam na najbliższym krześle.
-Zagroziła że zabije mojego brata, po czym stwierdziła że może jednak wyśle go do domu.. Potem znowu powiedziała, że jednak nie, bo woli mnie kontrolować, a z nim będzie to łatwiejsze.
-Na czym się skończyło?
-Wyśle go do domu, ale nie wie kiedy. Wciąż się zastanawia. - oznajmiłam i podparłam głowę na nadgarstku.
-Zauważyła, że jesteś słaba? - spytała zainteresowana, nie odrywając się od roboty.
-Nie. - pokręciłam głową. -Mydle że nie.
-No dobra, ale obiłaś jej trochę tę twarz wiedźmy?
-Nie. - zaśmiałam się.
-Ani trochę? No weź. To żadna rozmowa...
-Ty byś to zrobiła? - spytałam rozbawiona.
-Daj mi kij, a pójdę i ją nim przechrzczę! - obie się roześmiałyśmy.
-Z czego się śmiejecie? - nawet nie zauważyłyśmy, kiedy znajomy czarodziej wszedł do pokoju.
Obróciłam się, by na niego spojrzeć. Był rozpromieniony. Wrócił właśnie z treningu. Domyślałam się, że wprost nie może się doczekać, aż opowiem mu, co się stało. Ale ja nie miałam takiej ochoty. Dobrze wiedziałam, ile kosztowało go puszczenie mnie samej na to spotkanie. Jeszcze więcej kosztowałoby go słuchanie tego. Chciałam mu tego oszczędzić.
-Jak się czujesz? - szatyn powtórzył pytanie -Nie wyglądasz zbyt dobrze. - stwierdził kucając przy mnie, wcześniej przyglądając mi się dokładnie.
-Chyba nie chcecie wiedzieć.
-Masz i pij. - dziewczyna podała mi kubek z jakimś piciem. Powąchałam to, ale nie pachniało tak przyjemnie jak reszta jej magicznych ziół. -Nawet się nie zastanawiaj. - dopowiedziała zaraz.
Ziółka smakowały jak bardzo gorzka herbata z nutką mięty. Dosłownie przelewała się przez mój żołądek, powodując nieprzyjemne ciepło, które mnie wypełniało. Zakrztusiłam się i momentalnie odłożyłam kubek. Skuliłam się tak, że patrzyłam na ciemnobrązowe panele. Ugh. Chciałam umrzeć. To chyba było łatwiejsze, niż znoszenie tego bólu. I mimo próśb uzdrowicielki wciąż niewiele jadłam. Dawałam się namówić na niektóre potrawy, takie jak drobne sałatki czy też kanapki - maksymalnie jedna - ale i tak nie wszystko przechodziło mi przez żołądek.
-Wiesz co? Zaczyna mnie irytować to, że wciąż nie wiem co jej jest. - powiedział Dylan do Rose.
-Wciąż tu jestem. - przypomniałam cicho.
-Boli cię? - spytał szatyn, spoglądając na mnie ze zmartwieniem.
-Trochę.
-To może przez te zioła. Może były jakieś stare czy coś... - denerwowała się Thyles, dopóki nie złapałam ją za nadgarstek.
-Zbierałaś je wcześnie rano, są dobre. Po prostu mój żołądek nie wszystko toleruje.
-Myślisz, że powinnam spróbować innych metod? Może zastosuję inną mieszankę, albo...
-A ja myślę, że Lydia powinna się przespać. - oznajmił Black.
Rose wypuściła nas do swojego królestwa po kolejnych pięciu minutach jej paniki. Ona naprawdę przejmuje się moim stanem zdrowia. No cóż, nie tylko ona... Dylan nie pozwolił mi iść samej. Uparł się, że mnie odprowadzi zaznaczając przy tym, że odmowa nie będzie brana pod uwagę. Wspominałam, jak bardzo irytuje mnie ta część jest charakteru? Zupełnie jakbym nie potrafiła sama trafić do swojego pokoju. Tak, tym razem postanowiłam dać szatynowi trochę prywatności, choć miał mnie u siebie aż jeden dzień.
Black zatrzymał się nagle, gdy dotarliśmy do tych właściwych drzwi. Domyśliłam się, że czeka nas dosyć nieprzyjemna rozmowa. Jedna z tych "szczerych" rozmów, na które zwykle nikt nie ma ochoty. I ja jej nie miałam. Byłam słaba, ale nie tylko fizycznie...
Widziałam jak chłopak bije się z myślami. Stojąc przede mną patrzył na coś zupełnie innego. Nie szukałam wzrokiem, co to takiego. Westchnęłam cicho, zerkając na jego twarz.
-Po prostu powiedz, i miejmy to za sobą. - rzuciłam obojętnie. Lecz kiedy reszcie na mnie spojrzał, nie wydawał się zadowolony.
-Wiesz, co chcę powiedzieć. - stwierdził. -Patrzysz na mnie i tylko czekasz, ale dobrze wiesz, że ja...
-Posłuchaj... Ja.. Nie wiem, co chciałbyś usłyszeć. Dobrze wiem, że jesteś tu, bo męczy cię poczucie winy. Myślisz, że to przez ciebie to wszystko przeżywam. Ten ból, który miałeś okazję zobaczyć. Chcesz mi pomagać, bo czujesz się winny. Nie widzę innego powodu. - ucięłam, kiedy on spojrzał mi w oczy. -Ale... Nie musisz się tak czuć, wiesz? To minie. A ja, szczerze mówiąc, chyba wolę patrzeć na twoją ciemniejszą stronę. Tą stronę ciebie, która wie po co tu jest i spełnia tę rolę... Najlepiej jak tylko potrafi. Wszyscy mamy swój cel. A ja nie jestem twoim. Nie jestem celem. Nie będę też kimś, kimś musisz się opiekować.
Patrzył na mnie. Jak ślepiec, szukający czegoś, co mogłoby przywrócić mu wzrok.
Milczał.
-Dobranoc, Dylan. - szepnęłam.
Jednak zanim weszłam do swojego pokoju... Uniosłam dłoń i dotknęłam jej zewnętrzną stroną jego policzka. Przejechałam po nim delikatnie, uśmiechając się lekko. To był jeden z tych smutnych uśmiechów. On po prostu stał. Nieruchomo.
-Pamiętaj kim jesteś, nim zrobisz coś głupiego.
Autorka: Cześć kochani! Co tam u was? Jak w szkole? Mam nadzieję, że wszystko dobrze, świetnie i kolorowo. U was też organizują Andrzejki? :d
Co do rozdziału.. Nie bijcie ;c Mówiłam żebyście się nacieszyli waszą ulubioną parą, bo długo to nie potrwa. No i co? Miałam rację! A kiedy oni znowu się "połączą" to nie powiem xx bo sama nie wiem xD Ale nie bijcie xd Ja się zabarykaduję!
Dobra, nie przedłużając idę robić barykadę, a wy trzymajcie się ciepło i do następnego :*
Hope
Ja tu wrócę xd
OdpowiedzUsuńZabiję Cię!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKom mi się nie podobał. Był źle napisany. Jutro napiszę lepszy, zrozumiały komentarz.
UsuńCześć!
UsuńPoprzedni kom nie miał sensu, był pełny błędów i ja go nie zrozumiałam, i tym bardziej ty xd
Jak drugi komentarz mówi, miałam ochotę cię zabić, ale minęło. Nie jestem aż taka okrutna. Ale, i tak mam w planach rozpisać się na temat D i L xD
Ja dziś cały dzień jestem wkurwiona, więc wcześniej nie chciałam komentować bo kom byłby pojebany.
Ja wczoraj dostałam raport z komentarzami od nauczycieli o mojej nauce, następnych krokach też oceny. Wyobraź sobie, że jedna taka baba dała mi 3 dwójki :/!
Ughhh...
Skoda słów xd
Ta Pearl jest pojebana! Tak samo jak te baba od dwójek.
Co za problem go wywieźć do NY??? Wymarzą mu pamięć i koniec gadania.
Zostawią człowieka w spokoju!!
Nadal jestem na wszystko zła
Ugh, mam zły humor
Żal mi Lydii
Cooooo...????
Trzeba pogrzeb przygotować!
Ubierzemy się na czarno i będziemy pamiętać o naszej ukochanej parze!!
Hope, mam nadzieję że nam współczujesz straty :c
Jeśli nie, to wiem gdzie mieszkasz.... Może nie dokładnie, ale wiem w jakim województwie!
Nie pamiętam, więc zaraz sprawdzę GG xd
Ala ja mam strasznie daleko..
Przemyślę tę opcję xd
Ale mi się nie chcę przez te morze do Polski jechać, latać, cokolwiek xD
Zobaczymy, zobaczymy ; p
Ale to co Lydia powiedziała było okropne ://:
Ja już kończę ten bez sensowny kom, który swoją drogą, jest lepszy od poprzedniego xD
Dziwne ...
Życzę nweny na rozdziały i grafikę
Może pójdę jeszcze raz popatrzeć na sygnaturke z Bellą, po jest zajebista
Chętnie bym ją użyła, ale nie mam pojęcia na co xd
Pozdrawiam,
Aria xx,
która dostała cholerne dwójki od grubego baby
Grubej*
UsuńJejku, ile ty masz ode mnie komentarzy pod tym rozdziałem :o
Sorry xd
Focham się na ciebie.
OdpowiedzUsuńZaraz wyjdę z siebie -,-
UsuńNapisałam długi komentarz pełen akapitów i innych wymysłów, a tu nagle... usunął się! -,-
Spróbuję przed weekendem skomentować :*
Jprdl -,-
UsuńJestem na siebie mega zła.
Miałam wrócić, komentarz miał się nie usunąć...
Miało być tak pięknie!
Ale nie, głupia nauka i moja skleroza -,-
No i idiotyzm xd gdybym tego przycisku nie nacisnęła..
Ale pomińmy to, zajmijmy się perełką :D
Wiesz... Ja chyba jakoś się przecisnę przez Twoją barykadę...
I będzie lanie ^^ Wtedy przejrzysz na oczy, kto powinien być razem ^.^
A kto? Dylan i Lydia! A kto inny?
Ja ich kocham, (go, ale ciii XD) a ty to psujesz :c
Jeszcze te zdrowie Lydii... Też nie za dobrze.
Chcesz, żebym ryczała przed monitorem? Załatwione!
Pearl to sprośna świnia. (tak oglądałam Kevina XD I co?)
A Rose taka miła elfka <3 (nie wiem czy dobrze odmieniłam xD)
Rozdział ogółem wspaniały ^^ Tylko ten Dylan i Lydia -,- Uhg. Musisz niszczyć mi psychikę?
Ps. Od kilku minut myślę nad parringiem dla nich XD Może coś wymyślę ^^ Jakby co dam Ci znać :D (chyba, że już sama wymyśliłaś *-*)
Tulę,
K.
Super ;)
OdpowiedzUsuńJak mogłaś?! :(
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że będą żyli długo i szczęśliwie <3
DLACZEGO?!
Znaczy jeśli chcesz zeswatać Lydie i Arthura to ja jestem za! :D
Byle tylko nie była już ze Stevenem xD
A tak z innej beczki to co stało się z przyjaciółką Lydi? Obraziła się?? :(
Może o to, że Lydia jest potężniejsza? ;)
Jak Austin dostał się na tą przeklętą wyspę ;)
Niech Perrie go nie zabija!!
Heheszki rozdział jak zwykle świetny <3