-To nie działa!
-Skup się, Lydia. - nakazał Quest, pocierając oczy palcami.
Domyśliłam się, że ma mnie już dość. Od godziny ćwiczymy zaklęcie, które pozwoli mi stwarzać różne przedmioty, ale za skarby świata nie może mi wyjść. Za to mój niezwykle cierpliwy nauczyciel chyba nie ma już siły na dalsze próby. Siedział na jednym z foteli, łokcie oparł na kolanach i co chwilę czepiał się tych swoich oczu. Nie wyspał się czy jak?
-Łatwo panu powiedzieć. To nie jest takie proste jak się wydaje!
-Własnie - wstał i wykonał kilka ruchów ręką - że jest.
Nope, przede mną wcale nie pojawił się kolejny skórzany fotel. Zróbmy kolekcję starych, głupich foteli, które nic tylko przeszkadzają w pracy! Właśnie to chciałam mu powiedzieć. Powstrzymałam się. Bolał mnie język.
-Skup się na tym, co chcesz stworzyć i wszystko będzie dobrze.
-Co pan dziś taki spokojny, hę? - spytałam.
-Nie wyspałem się, a poza tym zmarnowałaś resztki mojej siły psychicznej.
-Domyśliłam się. - mruknęłam, tucząc kolejną doniczkę w pokoju. -Nie moja wina!
-Lydia... - westchnął. -Jesteś najsilniejszym rodzajem magów. Posiadasz najsilniejszą magię na tej wyspie. Wytłumacz mi tylko.. Dlaczego nie potrafisz stworzyć czegoś, bez tłuczenia czegokolwiek, palenia czegokolwiek - zdarzyło mi się - albo przewracania cze...
-Zrozumiałam. - przerwałam mu z impetem. -Jestem tą niezdarną. Naprawdę to rozumiem.
Dobra. - podszedł do mnie. -Spróbujemy jeszcze raz... Zamknij oczy, albo nie. Po prostu wyobraź sobie kwiatek w doniczce - spojrzałam na niego jak na idiotę -No co? Zbyt wiele ich stłukłaś. Panna Sath nas powiesi... Wracając: wyobraź sobie doniczkę, a w niej piękną zieloną paproć. Wyobraź sobie, że stoi właśnie na tym biurku. Piękna, zdrowa paproć...
-No nare...
Nie skończył. Dlaczego? Doniczka pękła, a paprotka szybko uschła. Zbyt szybko, jak na taką roślinę.
Westchnęłam ciężko.
-Nie wierzę, w to co się tu dzieje.. - wymamrotałam mrużąc oczy.
Na szczęście zaraz usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Spoglądając tam, zobaczyłam Rose wychylającą się zza drewna. Quest odetchnął głęboko i uśmiechnął się do elfki, która już pewniej kroczyła po sali do magii - gdzie byliśmy.
-Dzień dobry panie Quest, Lydia. Nie przeszkadzam?
-Skąd. - mężczyzna machnął dłonią. -Robimy sobie przerwę. Spróbuj nad nią zapanować, dobrze? Postaram się przedłużyć przerwę ile tylko mogę. Muszę zregenerować umysł, po tym co tu przeżyłem...
No i tyle było z nauczyciela. Wyszedł nawet nie oglądać się za siebie. Kiedy spojrzałam na Rose, natknęłam się na jej oskarżające spojrzenie.
-To nie ja.
-Mhmm... Na pewno.
-Naprawdę! Te kwiatki same się potłukły...
Dziewczyna się rozejrzała.
-Czemu tu stoi pięć takich samych foteli? - spytała.
Wzruszyłam ramionami, odpowiadając:
-Pan Quest ma dość nietypowy gust co do mebli.
-No dobra - oparła dłonie na biodrach. -Mów, co się dzieje... Swoją drogą, właśnie mijałam się z Dylanem, wydawał się jakiś zamyślony. Coś mu powiedziałaś? Pokłóciliście się? Zaręczyliście? Ohh... Błagam. Musiałaś mu coś powiedzieć. I przez to nie możesz się skupić na tym co robisz, bo jesteś zdekoncentrowana własnie przez to, co mu powiedziałaś. Prawda? Mam rację? Jasne, że mam rację. Widzę to w twoich oczach, a ty wciąż się wypierasz. Jak zwykle. Dokładnie tak, jak było z tymi kwiatkami... Stłukłaś je, a teraz nie chcesz się przyznać. Wiesz...
Byłam pewna, że dalsze słuchanie monologu przyjaciółki jest bezsensowne. Za to byłam przekonana, że moja mina podczas słuchana jej była bezcenna.
-Rose, zdajesz sobie sprawę z tego, że sama odpowiadasz sobie na pytania? Choć... Nie powiem, to był niezwykle ciekawy monolog. Jeden z ciekawszych, jakie udało ci się do tej pory wygłosić. Wiesz? Powinnaś zostać politykiem. oni nic tylko gadają i gadają... Zwykle bezsensownie. Znaczy w innym świecie, ale kto wie? Schowaj uszy, wtop się w tłum. Nikt nie zauważy... - zaśmiałam się.
-No dobra, teraz to ty za dużo gadasz. - zauważyła, przez co zmrużyłam oczy jak kot. -Powiesz mi wreszcie, co się stało?
-Ni...
-Nie mów, że nic, bo ja i tak wiem, że jednak coś.
Przewróciłam oczami.
-Wciąż nic. - rzuciłam siadając na jednym z foteli. Fakt, był wygodny.
-Dobra. Pójdę zapytać naszego czarnoksiężnika. Ciekawe co on ma do powiedzenia na ten temat...
-Zwolnij płomiennowłosa. - syknęłam. Wcale nie zabijała mnie za to wzrokiem. -Nigdzie nie pójdziesz.
-Ugh... A właśnie, zapomniałabym. Arthur cię szukał. - powiedziała uśmiechając się szyderczo.
-Co? Dlaczego?
-Nie powiedział. Ale jestem prawie pewna, że to nic przyjemnego. Przygotuj się, księżniczko...
-Spłoń.
-To co dziewczyny, zaczynamy naukę? - wyrwał radosny nauczyciel, wchodząc do pokoju.
Obie westchnęłyśmy. Rose dobrze wiedziała, że będzie musiała ratować te kwiatki.
Usiadłam na zimnej, brudnej podłodze starając się nie ubrudzić za bardzo, ale średnio mi to wychodziło. Kiedy wreszcie się ułożyłam, spojrzałam na Austina siedzącego za żelaznymi kratami. Nie wyglądał na zadowolonego. Wyobrażałam sobie jego ból. Musiał bardzo cierpieć, bo nigdy nie widziałam jego twarzy w takim grymasie. Miał na sobie te ubrania, w których zobaczyłam go pierwszy raz na wyspie. Od tamtego czasu minęło sporo dni... Zauważyłam, ze jego tors okrywała koszula, którą dostał ode mnie na dwudzieste urodziny. Uwielbiał ją, zakładał zawsze na ważne uroczystości. Spotkanie ze mną musiało być dla niego ważne...
-Jak się czujesz? - spytałam cicho, kiedy zaczął otwierać oczy. No tak, nie wspomniałam że spał na siedząco. Tak bardzo mu współczułam. Lochy Galahiti to ostatnie miejsce, w którym chciałabym wylądować.
Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył. Na szczęście opanowałam zaklęcie teleportacji.
-Teraz lepiej. - mruknął. -A ty? Bardzo się martwiliśmy z ciotką, kiedy zniknęłaś wtedy ze szkoły. Pytaliśmy o ciebie, ale nikt nic nie pamiętał. Albo po prostu nie chciał powiedzieć.
-U mnie w porządku. Jakoś żyję ze swoim nadzwyczajnym darem. Wiesz, tu nawet nie jest tak źle, jak może się wydawać. Na pewno mamy więcej prywatności. - chciałam, aby zabrzmiało to przekonująco.
-Dlaczego nic nie powiedziałaś... Po prostu zniknęłaś w nieopisanych okolicznościach, a my...
-Tak wiem. Odchodziliście od zmysłów. Martwiliście się. Ale ja nie wiedziałam jak... Jak mam się z wami skontaktować. Ucieczka z wyspy jest niemożliwa, a przyjazd tu skomplikowany. Nawet ja nie wiem dokładnie, jakim sposobem się tu znalazłam.
-Zdobyłem namiary na pewnego człowieka, który w swoim czasie był na tej wyspie. Powiedział mi, co mam zrobić, żeby się tu dostać. Ostrzegał, że mogę nie wrócić wcale, albo półżywy. Zgodziłem się na wszystko, bo chciałem cie zobaczyć, Lydia. Wiesz... Od śmierci rodziców nic nie jest takie jak powinno, a po twoim zniknięciu, ja po prostu nie chciałem dalej żyć. Jesteś moją siostrą. Moją najbliższą rodziną. Kocham cię najbardziej na świecie, a ty po prostu...
-Nie miałam wyboru, Austin. Musiałam zrobić to, czego ode mnie oczekiwali. - powiedziałam lekko zirytowana. -Nie obwiniaj mnie za to. Jeśli mnie kochasz, po prostu zrozum... Nie miałam wyboru.
-Rozumiem. - wyszeptał. -Rozumiem, siostro.
Chciałam móc mu wyjaśnić. Chciałam by zrozumiał, a nie tylko tak mówił. On był się z własnymi myślami. A ja miałam tylko nadzieję, że odejdzie stąd w jednym kawałku. Był taki załamany. Tak bardzo zawiedziony i zdesperowany. Bolało mnie patrzenie na niego, bardziej, niż własny fizyczny ból.
-Kiedy nasi rodzice zmarli - zaczęłam -obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem. pamiętasz? Że nic nas nie rozdzieli. Byliśmy najlepszym rodzeństwem na świecie. Co prawda sierotami, ale byliśmy szczęśliwi w swoim żalu. Wiesz, tego dnia byłam pewna, że nigdy nie pozwolę ci odejść. Ale teraz... Austin. Nie mogę myśleć o tym, czego ja chcę. Musze myśleć o tobie. A dla ciebie najlepsze będzie opuszczenie tego miejsca. Zapomnisz, że mnie tu widziałeś. Zapomnisz... - czułam, jak po policzku spływa mi łza - Zapomnisz, że miałeś siostrę. Bo ja już nigdy stąd nie odejdę. Przepraszam cię, braciszku, że złamałam naszą obietnicę. Ale "zawsze" nigdy nie trwa wiecznie.
-Wreszcie cię znalazłem! - krzyknął rozpromieniony Arthur, ale ja chyba nie miałam humoru na żarty. Od dwóch dni nic nie szło tak, jak miało iść. Jakbym żyła w jakimś słabym horrorze.
-Świetnie. Chcesz nagrodę, czy wystarczą ci gratulacje? Myślę, że jedno i drugie nie byłoby problemem.
-Coś nie tak? - spytał zdezorientowany.
Zabawne, jak szybko można zmienić nastrój człowieka.
-Nie. - wzruszyłam ramionami. -Jest okay. Poza tym, że mam ochotę wyrwać komuś serce, by poczuł ten ból, który ja czuję każdego dnia, gdy otwieram oczy o poranku. I wiem, że nic nie mogę zrobić, by to naprawić. Na dodatek mój organizm bardzo lubi sprawiać mi problemy i wcale nie ma ochoty na regenerację... Yup, wszystko w porządku. - powiedziałam, nawet nie wysilając się na uśmiech.
-Okayy... Słuchaj, chciałem tylko spytać, czy wybrałabyś się ze mną na spacer, dziś wieczorem?
Uniosłam brwi.
-Nie dziś.
-Dlaczego? Gdzie ty idziesz? - spytał, gdy zaczęłam go wymijać. Spostrzegawczy jest.
-Wprost do paszczy lwa.
Autorka: Cześć miśki! Właśnie wróciłam z próby z czegoś tam w czym mam występować... I się dziś dowiedziałam, że w ten czwartek kolejna próba... nawet pewnie do 21 ;c A szykuje się jeszcze akademia w szkole, w której pewnie też będę musiała wystąpić. Najśmieszniejsze jest to w tym wszystkim, ze oba przedstawienia są dzień po dniu. Idę się zabić, nie? :d Kto idzie ze mną?! ^-^
Ogólnie to jeszcze oznajmiam, grzecznie oznajmiam, że rozdziały teraz będą nieco rzadziej. Wszyscy dobrze wiecie, ze powoli będzie się kończył semestr - dodatkowo w czwartek mam wywiadówkę ;c - i są poprawy, jest masa nauki bo nauczyciele cisną ze sprawdzianami :c No i delikatnie mówiąc jest masakra. A nie wiem jak wyrobię z trzema blogami, nauką, tymi przedstawieniami jeszcze i próbami w każdy jeden dzień.
Swoją drogą, rozdział jest taki sobie. Nie ma tu nic ciekawego, poza rozmową Austina i Lydii :/ Dobra, skoro mam troszkę czasu to lecę pisać rozdział na kolejnego bloga, a potem nauka i sprzątanie ;c
Do następnego :*
Hope
MOJE! ^.^
OdpowiedzUsuń♥ !Cześć! ♥
UsuńCoś mnie tak dziś natchnęło i komentuję od razu :)) (po przeczytaniu).
Jak dobrze pójdzie to skończę pisać ten komentarz zanim się uduszę :3 (Bo tak między nami, czuje się jakbym umierała ;-; serio! I jeszcze byłam u lekarza, który powinien być weterynarzem -,- "Zapalenie zatok" - ta jasne, jak ja nawet kataru nie mam! Ugh...)
Rozdział o dziwo mi się spodobał :D Tak, naprawdę :)) Chyba dzięki nauczycielowi XDD I fajnej piosenki, która leciała w tle :D Wspominałam, że bardzo lubię A. Lamberta? Kocham go *o* ♥♥ Ale nie teraz o nim miałam pisać XDD Chyba mam jakąś fazę pisania nie na temat...
Quest i te doniczki xd Oni mnie rozwalają XD Serio! Dziś Lydi dałabym słabe 2/10 :'< Nie postarałaś się! XDDD Co ja pieprzę XD Wybacz mi to, ale chyba przez niedotlenienie mózgu tak trajkotam xd.
Austin i Lydia ♥ *&^%$@$^%&* JAKIE Z NICH SŁODKIE RODZEŃSTWO! ♥ No błagam Lydia! Nie rób mu tego :o Nie rób się drugi Steven... Żarcik xdd.
- Słaby żarcik Zuza.
- Ta wiem...
- To po co tyle pierdolisz?
- Dla jaj? (XDD)
Tak wiem, odwal mi, no cóż...
Ale... Jak to 'Zapomni'? On. Nie. Ma. Zapominać. O. Lydii. Ona. Jest. Kochana ♥ OKEJ? No.
Arthur... Ona jest Dylana, więc łaskawie daj sobie spokój :))
A kto dostał 4 ze spr. z matematyki? Ja! B)) Hah^^ Nie wierzę :D
Kurna :/ Współczuję Ci. Ja to bym się chyba załamała + odstawiła bloga + zarywała noce na uczenie się :'< Jak Ty dajesz radę?
| ♥ P.O.D.Z.I.W. ♥ |
No i życzę żeby Ci się tam wszystko udało :D Ten cały występ (a raczej kilka xd), nauka, żebyś ładnie posprzątała i pisanie rozdziałów ♥ Dasz radę :)) Wierzę w Ciebie ♥
Rozdziały mogą pojawiać się co dwa tygodnie, miesiąc... Ja i tak będę to czytać ♥ Bo to jest taki cudo-mega-hiper-iper-wspaniałe, że HEJ!^^^^ ♥
Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałam XDD
Życzę weny :*
Czekam ♥
K.
♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały<33
UsuńKom był by dłuższy gdyby mi by się nie wykasował :/ Głupi laptop
ughhh... był długi :c
Może później jeszcze dodam coś jeszcze xD
Ekstra ;)
OdpowiedzUsuń