17.12.2015

14. Invisible

(najedźcie na gif to będzie kolorowy xd)

-Arthur! Zostaw mnie. -warczę zła, w tym samym czasie próbując się wyrwać. Blondyn ma mocny uścisk. Widać, że podchodzi od tych, którzy specjalizują się w walce. Mimo próśb chłopak mnie nie puszcza, a nawet idzie przed siebie - mnie ciągnie za sobą. 
Wychodzimy z budynku. Wciąż próbuję się wyrwać, ale na marne więc postanawiam się uspokoić. Milczymy. Naprawdę myślałam, że mój wybuch w szkole go odstraszy, ale nie! Najlepiej odciągnąć mnie od przyjaciół i zabrać tam, gdzie nikt nie będzie nas widział. Arthur na pewno się cieszy z bólu Dylana. To jest tak przewidywalne, że aż straszne. On akurat powinien wiedzieć, że ostatnio nie potrafię się kontrolować... Co podpowiada, że porywanie mnie powinno być ostatnim co przyjdzie mu do głowy. Arthur na mnie nie patrzy, idzie i mruczy coś pod nosem. W końcu denerwuje mnie jego dłoń na moim nadgarstku i myślą powoduję, że moje ciało parzy niczym ogień. Plusem jest to, że elfy waleczne nie używają magii. Blondyn szybko odskakuje i natychmiast gromi mnie wzrokiem. 
-Powiedz mi, czego chcesz! - krzyczę do niego. 
-Ten twój napad agresji, rzucenie Dylanem o ścianę. To piękna zemsta, za to co ci zrobił. Po pierwsze: podziwiam twoje zachowanie i jestem ciekaw, na co jeszcze cię stać. A po drugie, myślałem, że może chciałabyś poćwiczyć kontrolowanie nad sobą. - mówi Arthur.
Czuję jak moje źrenice się poszerzają, a wewnątrz przepływa piękna, czysta, ciemna magia. Nawet nie wie jak bardzo chciałabym ją na nim teraz wykorzystać. Czy on naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, że jestem niebezpieczna? W życiu nie skrzywdziłabym Dylana, a on wciąż myśli, że jeśli jego wróg oberwał, to teraz on będzie ważniejszy. Owszem, pewnie potrzebuję lekcji z kontrolowania się, ale na pewno nie w taki sposób!
-On nic mi nie zrobił! Nie rozumiesz tego, ale ja tak... On mi pomógł i był przy mnie, kiedy kogoś potrzebowałam. Gdzie ty wtedy byłeś? - milczy. -Powiedz mi, gdzie do cholery wtedy byłeś?! Uważasz się za lepszego bo co? 
Blondyn prycha i z głupim uśmieszkiem na twarzy podchodzi do mnie. Ani drgnę, choć tak bardzo chcę się odsunąć. Jego oddech muska moją twarz, a oczy błądzą po niej całej. 
-Ja wiem, że jestem lepszy i ty też to wiesz - mruczy. -Ja, w przeciwieństwie do niego, potrafiłbym cię obronić - spogląda mi w oczy, ale ja postanawiam nie odpowiadać. -On jest po prostu nieudolnym czarownikiem, który nie potrafił się obronić nawet przed taką kruszynką jak ty. Skończył tak, jak na to zasłużył. 
Uśmiecham się i unoszę jedną dłoń, wraz z nią Arthur unosi się ku górze. Tym razem kontroluję swoje moce i ruchy, wiem w którym momencie powinnam przestać, a w którym postawić go do pionu. Nałykał się za dużo tabletek o nazwie "pewność siebie". Nadmiar czasami szkodzi... Mój uśmiech zamienia się w szyderczy śmiech, kiedy spostrzegam jego przerażenie na twarzy. Szamocze się i wyrywa, ale nic mu to nie daje. Jest uwięziony w mojej magii. Stąd nie ma wyjścia. 
-Lydia... 
-Tak Arthur? - odpowiadam słodkim głosikiem. 
-Opanuj się, tak? Pierwsza zasada samokontroli to uspokojenie emocji i opanowanie! - wykrzykuje, kiedy obracam nim w powietrzu jak marionetką. Jego strach mnie bawi, ale pewność siebie to już przesada. -Nie jesteś taka! Musisz się uspokoić!
-Kochanie - mruczę - ja jestem bardzo spokojna. 
-Ta.. Mhm... Każdy wkurzony człowiek tak mówi, kiedy nie chce żeby go uciszać, ale posłuchaj mnie! Najpierw delikatnie mnie opuś...
-Czekaj czekaj, to nie ty byłeś tym odważnym, który potrafi się obronić przed taką kruszynką jaką jestem ja? A Dylan to niby jest ten gorszy i słabszy, tak? 
Elf prycha pogardliwie. 
-Rzuciłaś nim o ścianę, a teraz chcesz żebym odwołał swoje słowa? - dziwi się.
-Tobą też mogę rzucić o drzewo. Jedno, dwa... Może nawet trzy?! 
Chłopak nie odpuszcza, wiąż chce się wyrwać. Bardzo uparty z ciebie chłopak, Arthurze, ale trochę zbyt głupi, by denerwować czarodziejkę. Rozglądam się po okolicy. Wyprowadził mnie w naprawdę ładne miejsce. Wokół drzewa otuliły nas niczym ptaka uwięzionego w klatce. Ciemność znacznie ułatwia mi zabawę, gdyż wiem, że nikt nas nie zobaczy. Dla pewności przymykam oczy i szepczę zaklęcie, dzięki któremu nikt nas nie usłyszy. 
-Lydia, proszę cię, opanuj się. - mówi skruszony elf. 
-Ale ja nie jestem zdenerwowana, tylko ty jesteś troszkę zbyt pewny siebie. Nie zrozumiałeś, że wcale nie chciałam rzucić Dylanem o ścianę? To był tylko przypadek! Wszedł mi w drogę akurat kiedy byłam wściekła, na tym samym miejscu mógłbyś być ty! Ale nigdy tego nie zrozumiesz. Zawsze będziesz widział w nim tylko wroga, którego trzeba usunąć, albo poniżyć do tego stopnia, abym o nim zapomniała, ale tak wcale nie będzie - mówię spokojnie, po czym powoli opuszczam go na ziemię. 
Staje na własne nogi i dyszy ze strachu, lecz zaraz unosi głowę a nasze spojrzenia się spotykają. On wie jaka jestem, wie na ile mnie stać. Dobrze też wie, że nie rzuciłabym nim o to drzewo, chciałam go nastraszyć, żeby wiedział, że wcale nie jest taki silny jak mu się wydaje. Elfy mimo wszystko są dobre, ale w porównaniu do magów są nieco gorsi. Czytałam w książkach, że elfy mogą nauczyć się odpierać ataki magii od siebie, ale to wymaga lat praktyki. Jego czeka jeszcze trochę tej praktyki, póki co idzie mu marnie, jak na dobrego walecznego elfa. 
-Wiedziałem, że nie rzucisz mnie o to drzewo - wyznaje po chwili, z uśmiechem na twarzy. 
-Mimo twojej dumy wciąż jesteś moim przyjacielem, tak? 
-Lydia... Ja ymm... 
Teraz pewnie powiesz mi coś, co zwali mnie z nóg? 
Mimo wszystko elf nie kończy swojej wypowiedzi, tylko podchodzi do mnie szybkim krokiem i nachyla się ku mojej twarzy. Chcę się odsunąć, ale on jest szybszy. Zaraz przyciska swoje usta do moich. Nie wiem, jak powinnam się czuć podczas tego pocałunku, ale nie czuję nic... magicznego. Tylko jego wargi na swoich. To nie uniesienie, to tak, jakbym robiła to z przymusu ale nie potrafiła się od niego oderwać. Mimo wszystko dobrze całuje. 
W końcu odrywam się od elfa i natychmiastowo znikam z jego pola widzenia. Zaklęcie niewidzialności jak najbardziej się sprawdza. Arthur jest zdezorientowany, ale poza tym też szczęśliwy? Trudno określić. Ja nie jestem szczęśliwa. Nie, jeśli zmuszono mnie do czegoś czego się nie spodziewałam, a po drugie nie chciałam. Owszem, mogłabym sprawić, ze moje ciało parzyłoby niczym najżywszy ogień. Ale nie... 
Dlaczego jestem taka głupia?! 


Las wydaje się teraz najlepszym miejscem na wylanie swoich smutków pięknym kwiatom i wdzięcznym ptakom, śpiewającym kołysankę dla wszystkich zwierząt. Świat jest piękny... Nawet w tej ogromnej klatce, którą jest Galahiti, czuję się dobrze. Pokochałam ten zapach drzew, kwiatów i radosne zwierzęta biegające po runie leśnym. Uspokaja mnie woń morza i dźwięk fali dobiegających z oddali. Ale one nie muszą wybierać, co jest dobre a co złe... Wstaję ze skały, która ostatnio stała się moim miejscem na smutek i ból, i idę przed siebie. Co jakiś czas pocieram ramiona, gdyż od morza wydaje się być chłodniej, niż normalnie w lesie, wgłąb którego wchodzę. 
Kilkanaście minut później zauważam siedzącą na ziemi dziewczynę, opartą o drzewo. Słyszę jej płacz i łkanie o pomoc. Bez zastanowienia podbiegam do niej, a gdy jestem już blisko zauważam te same włosy, tę twarz i tę samą osobę, która kazała mi się trzymać z daleka od Dylana. 
Czy to mnie do niej zniechęca?
-Jessica? - pytam niepewnie. Dziewczyna patrzy na mnie zdziwiona, ale też przerażona. Szybko zauważam, że uciska swoją nogę, która krwawi. Natychmiast kucam przy blondynce i ściągam swoją bluzę, po czym związuję nią ranę czarodziejki. -Co tu robisz? Należysz do białych, a oni mają teraz zakaz wychodzenia poza teren szkoły. Dobrze wiesz, że jeszcze nie jesteście wyszkoleni tak, żeby obronić się przed wszystkim co tu się czai. To było ryzykowne... 
-Nie twoja pieprzona sprawa - odzywa się dziewczyna. 
-Słuchaj, wiem, że jesteś na mnie zła ale musisz pozwolić sobie pomóc - proszę ją, co skutkuje jej ustępstwem. Pozwala mi pomóc jej wstać i sama już opiera się o moje ramię. 
-To zajmie tylko chwilkę - zapewniam. -Zaraz będziemy na miejscu. 
-Dobrze...
-Co ci się stało? - pytam. 
-Wilk mnie zaatakował kiedy zbierałam rośliny -tłumaczy cicho blondynka. 
No i wszystko jasne. A myślałam, że to aj jestem lekkomyślna włócząc się nocami po lesie. 
-Okay... Już niedaleko.
-Dziękuję - wydusza z siebie, na co ja się uśmiecham. 

Autorka: Cześć miśki! Dzisiaj tak na szybko piszę ten rozdział, a właściwie go skończyłam, bo ostatni był tydzień temu. Smuci mnie troszkę fakt, że ilość komów zmalała, ale teraz nie o tym! Bo wiecie, mnie się troszkę śpieszy, a sama nie wiem co będzie dalej w tej historii - wgl. bardzo was przepraszam za to na górze. Sama nie wiem co mnie napadło, że piszę takie głupoty. Przepraszam! :*Musicie mi też wybaczyć tą scenę końcową z Arthurem, ale tak musi być żeby było fajnie xd No może nie dla was, ale ja mimo wszystko się cieszę ;p Choć też wole Dylana xd
Wybaczcie, kot mi siedzi juz na ręce i nie da się pisać po polsku ;p
Do następnego ;**
Hope

6 komentarzy:

  1. Heloł, its me...
    Ajm kombak <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh.
      Mam lenia i doła.
      Cóż więcej mam napisać?
      Nie mam ostatni mi czasy pomysłu na komentarze :|
      A to bardzo źle! -,-
      Ale pomińmy to, spróbuję to jakoś po ludzku skomentować ^.^
      Rozdział mnie urzekł <3
      Mimo tego, że Arthur pocałował Lydie. Bo tak w sumie ja też się z tego cieszę ^^. Ale oczywiście Lydia musi być z moim ukochanym Dylanem <3 (czyli moim 4 mężem <3, nie zdradzę pozostałej 3 ;p xd)
      Rozdział ogólnie bardzo mi się podoba <3
      Tylko ta końcówka... Jessica... Yh. kolejna osoba, która namiesza?
      No nie ważne.
      Jak pisałam na początku nie mam weny na komentarze i chyba widać, że wymuszam :/
      Wybacz!
      Tulę,
      Kerry.

      Usuń
  2. Eeee... DAWNO MNIE TU NIE BYŁO :/ Wrócę jak najszybszej obiecuję Ci to xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej<3

      Udało mi się wrócić przed poniedziałkiem, więc jest spoko.

      A tak naprawdę, to przepraszam Cię że ostatnio tak rzadko komentuje, i wracam później niż powinnam, bo zwyczajniej szybko wracałam :/
      Ostatnio ktoś z mojej rodziny trafił do szpitala, a mi się odechciało czytać, komentować itp. Innymi słowem mówiąc miałam lenia. I to dużego. Jutro chce nadrobić wszystkie blogi, jeśli będę miała czas.

      Tyle przegapiłam. Dopiero dziś przeczytałam ten i poprzedni rozdział :/ Jak mówiłam, miałam lenia xxD

      Matko, ten rozdział jest cudowny!!!!!
      Ten napad wściekłości Lydii.... <33 Cudnie to opisałaś, naprawdę <33 ;)
      Hahahahahaha!! Arthur dostał za swoje! nie obraża się Dylana, bo on jest The Best xD Gówniarzu ty mały.
      Już myślałam że spadł na jedno z drzew... Byłoby to piękne<3 xD ;)
      A ten ich pocałunek.. Ehh.. fuj. Ile bym dała abyś zastąpiła Arthura, Danielem.... Ahhh

      Oooo... Jessica. Dawno jej nie było szczerze mówiąc xddd
      LOL wilk ją zaatakował. Trzeba było uważać. Taka rada.

      Ja idę spać. Dobranoc i do następnego xDD
      Aria xx

      Usuń
  3. Świetny , cudowny :*** Korzystaj z takiego talentu , bo naprawdę świetnie , wyjątkowo piszę . Nic dodać ,nic ująć :) Wszystko jest cód , miód , orzeszki :***
    Zapraszam do mnie :
    giveyoumeheart.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń