1.01.2016

15. He is mine.


Kiedy byłam młodsza, mój brat mówił, że wstawanie rano jest czymś pięknym, bo tylko o wschodzie słońca widzisz rzeczy jaśniej i lepiej. Możesz zamknąć oczy i cieszyć się chwilą, bo tak szybko mija. A potem korzystać z dnia, który właśnie się zaczął. 
Wstawiając późno nie przeżywasz tych chwil, ale przynajmniej jesteś wyspany, a co jest ważniejsze od dobrego nastroju w ciągu dnia? No właśnie. Wszystko. 
A teraz? Nie chcę wstawać. Nie chcę widzieć tego słońca i śmiejących się ludzi. Wszystko traci sens. No bo dlaczego miałabym się cieszyć z faktu, że mój brat w każdej chwili może zostać skazany na śmierć, dawna przyjaciółka została ugryziona przez wilka, a jedyny chłopak niechętnie przeze mnie widziany - który akurat nie miał być nikim więcej, niż tylko przyjacielem - pewnie czeka tylko, aż przejdę przez próg własnego pokoju. 
Patrzę tępo w sufit swojego pokoju i stwierdzam, że jest to ostatnie, czym mogłabym się zainteresować. Zielone ściany mojego pokoju przypominały mi las, ale nagle zapragnęłam mieć tu więcej zieleni. Spojrzałam na kwiat stojący na parapecie. Wyciągnęłam lekko dłoń ku niemu i poruszałam palcami tak, jak chciałam, żeby się wił. Kilka minut później jego pąki i łodygi zajmują połowę pokoju. Zdobi ściany i moje biurko, no ale przecież tego właśnie chciałam. 
Jestem pod wrażeniem. Sądziłam, że tylko biała magia, no i elfy, mogą władać roślinnością. Czarna magia stworzona jest do rzeczy, których pewnie sobie nawet nie wyobrażam. Oglądam z zainteresowaniem swoją dłoń, na której wisi bransoletka od Rosalie, którą dała mi kilka dni przed moim wybuchem złości. 
Nagle słyszę pukanie w drzwi. Wspaniale, skończył się dzień dobroci dla zwierząt. Wzdycham cicho i dukam:
-Proszę. 
Drzwi się otwierają, a do środka wchodzi elfka z uśmiechem na twarzy. Rude, delikatne loki dodają jej uroku, a zielony strój tylko podkreśla talię - a przy okazji przypomina, że dziewczyna jest związana z lasem. Rosalie jest naprawdę piękna. Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam. Łagodne zielone oczy lustrują mnie od góry do dołu. Ruda odkłada książki - z którymi tu weszła - na puste biurko i podchodzi do mojego łóżka. 
Ani mi się śni wstawać!
-Hej, Lydia, wszystko w porządku? - pyta niepewnie i siada na krańcu materaca. Przewracam oczyma. Kilka dni temu zrobiłam grandę w szkole, pewnie połamałam jej koledze - a właściwie naszemu - kilka kości, a ona pyta, czy to u mnie wszystko dobrze? Zawsze wiedziałam, że elfy to wspaniałe istoty, ale ona jest chyba jedną z najlepszych.
-Powinnaś być teraz z Dylanem, pewnie cię potrzebuje - mruczę cicho, po czym odwracam się do ściany. Nie chcę, żeby na mnie patrzyła tym swoim wzrokiem, który sprawia, że czuję się jeszcze bardziej winna.
-Właściwie, to nie wiem co ten idiota robi, ale pewnie ucieszyłby się, gdybyś go odwiedziła - stwierdza. -Ale ty wolisz leżeć cały dzień w łóżku, prawda?
-Która jest godzina?
-Trzynasta - syczy dziewczyna i zaraz słyszę jak wzdycha. -Hej Lydia? - obracam się w jej stronę. -Co zrobiłaś z tym pokojem? Dlaczego jest obrośnięty roślinami?
Naprawdę? Dopiero zauważyłaś?
-Chciałam, żeby był bardziej zielony - uśmiecham się lekko, elfka unosi brew. -No co?
-Nic, po prostu nigdy nie widziałam, żeby takie cuda robił ktoś z tym rodzajem magii. To niesamowite, bo zwykle tylko elfy się zajmują roślinami. W sumie biali magowie też, ale już rzadziej, no i tylko jeśli muszą... Często potrzebują roślin do tych swoich mikstur - komentuje Rosalie przyglądając się roślinom. Ja słuchając jej przemowy unoszę brew ku górze.
-Od kiedy mamy tu magów, którzy parzą miksturki? - kpię.
Dla mnie robienie mikstur mija się z celem. To prawda, że są bardzo silne i przydatne, ale magią można wszystko załatwić, nie potrzeba do tego zatrutych żabich udek czy szczurzego ogona. W życiu bym tego nie dotknęła, to po pierwsze. A po drugie, nie wiedziałam, że ktoś to praktykuje.
Jeszcze wielu rzeczy nie wiem. 
-Od zawsze - promienieje. -Ale tylko kilku, większość jest leniwa, albo zbyt pewna swoich mocy. 
-Okay, ale kto to robi? 
-Głównie starsi, ale są wyjątki; nasza wiedźma Perrie, pan Quest, pani Tehyl i kilku uczniów. Między innymi ten cały Ethan Phils i jakiś jeszcze chłopak, którego imienia nie pamiętam, ale na pewno kojarzysz go z korytarzy, albo ze stołówki. Zawsze siada z tym Ethanem - mówi elfka z zainteresowaniem. 
-Znam Ethana, chodziliśmy razem do klasy jak byliśmy jeszcze w Nowym Jorku. Świetny chłopak. Nie wiedziałam, że zajmuje się miksturami. 
-Jest białym, u nich to normalne. Nie mają tak wielkich mocy jak czarni, więc ci mądrzejsi ratują się miksturami, na wszelki wypadek. Ale nawet jeśli jest to nie potrzebne na co dzień, to w bitwie mają przewagę nad tymi, którzy tych mikstur nie mają. 
Wzdycham cicho. Rose jest moją magiczną encyklopedią. Zawsze, gdy czegoś nie wiem, ona to wie! Wtedy - tak jak teraz - czuję się głupio, ale dobrze, że mi pomaga. 
Kilka minut później, kiedy ruda ogląda moje roślinne dzieło, postanawiam jednak wstać z łóżka. Wciąż czuję w sobie falę winy i żalu, ale staram się to ignorować, albo chociaż uciszyć. Nie mogę się wiecznie obwiniać, - choć to była moja wina - bo nie będę mogła się skupić na zajęciach. Ugh, ostatnie czego chcę, to na nie iść. Wiąże się to między innymi ze spotkaniem z pewnym elfem, którego imienia nie chcę słyszeć. 
Podchodzę do niezbyt szerokiego, zajmującego całą wysokość ściany lustra - dzięki temu widzę całą siebie - i przyglądam się swemu odbiciu. Wyglądam strasznie. Worki pod oczyma, rozmazany tusz do rzęs... Mogłabym ogarnąć się szybko: z pomocą magii, ale wolę sobie odpuścić i zacząć zachowywać się jak normalna nastolatka. Przynajmniej jeśli chodzi o takie rzeczy jak związanie włosów, czy też przebranie się w lepsze ciuchy. 
Szybko zmywam wczorajsze resztki makijażu, robię nowy - bardzo delikatny - i wiążę włosy wysoko na głowie. Przebieram się, po czym zwracam do Rose:
-Jak... on się czuje? - pytam, a z moich ust wprost wypływa poczucie winy
-Dobrze. Regeneruje się, ale chyba lepiej by się poczuł, gdybyś go odwiedziła - stwierdza elfka poprawiając mankiety przy koszuli. 
-Rzuciłam nim o ścianę, Rose, połamałam mu kości, a ty sugerujesz, że widząc mnie mu się poprawi? - kpię. -Chyba nie w tym życiu. 
Wcale nie mam ochoty zapaść się pod ziemię. Poczucie winy mnie zniszczy, a unikanie Arthura wykończy fizycznie i energicznie. Pewnie będę musiała ciągle robić się niewidzialna... 
-Lydia, Dylan nie jest na ciebie zły, choć nie twierdzi, że nie powinniście o tym rozmawiać... On po prostu martwi się o ciebie. Nigdy nie widzieliśmy cię tak wściekłej, jak wtedy. A potem zniknęłaś i nie pokazywałaś się godzinami w szkole. 
-Dziękuję - dukam. -Za to, że mu pomogłaś i za to wszystko. 


-Myślisz, że to dobry pomysł? 
-Najlepszy - ucinam i ponownie staję się niewidzialna. Arthur przechodzi obok, mówi zwykłe "cześć" do Rosalie i idzie dalej. Wspominałam, że jestem genialna? I o tym, że opowiedziałam Rose całą historię, która zdarzyła się tego głupiego dnia, kiedy tamten elf dotknął swoimi ustami moich ust? Nie lubię powtarzać tej historii, więc nikt inny się o niej nie dowie. Dopilnuję tego. 
-Lydia, niewidzialność nie sprawi, że problemy zniknął. A Arthur nie zapomni - zabijam ją wzrokiem, gdy znów mnie widzi. 
-Dlaczego ty tak uwielbiasz mnie gasić? Nie rozumiem! Przecież ja tylko unikam wojny. 
-Jakiej wojny? 
To zdecydowanie nie jest głos rudej elfki. Ten sprawia, że po moim ciele przechodzą ciarki, a kolana miękną. Mogłabym go słuchać godzinami i nigdy się nie nudzić. Tylko ten głos sprawia, że czuję się wyjątkowa. 
Obracam się na pięcie i widzę jego idealną sylwetkę. Jest zaledwie metr ode mnie, ale to wcale nie powstrzymuje mnie od rzucenia mu się na szyję. Słyszę jego śmiech. Czuję jego zapach i te cudowne perfumy. Obejmuje mnie ramionami i przyciska do swojego torsu. Moje serce wali jak szalone, a w tle słyszę tylko chichot przyjaciółki. Chowam twarz w jego szyi i zapominam, że przed chwilą używałam magii, by Arthur mnie nie zobaczył. 
W tym momencie znów zalewa mnie fala poczucia winy i żalu. 
Nie mogę uwierzyć, że on jest taki cudowny dla mnie nawet po tym, co mu zrobiłam. A wierzę, że nie było to delikatne. Nie żeby coś, ale nawet jeśli wyglądam niewinnie, wcale nie jestem taka słaba jak się wszystkim wydaje. 
-Przepraszam - szepczę. -Tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałam cię skrzywdzić - wyrzucam z siebie to, co chciałam mu powiedzieć wtedy, kiedy akurat brutalnie mnie od niego odciągnięto, ale ani trochę się nie odsuwam. 
-To nie twoja wina, byłaś zdenerwowana - odpowiada. 
-Właśnie, że moja. Powinnam była się opanować, a ty za to byłeś w strasznym stanie. 
-Przestań się zadręczać. Jestem już zdrowy i chciałbym spędzić z tobą trochę czasu - mówi mi we włosy i wtedy właśnie muszę się od niego odsunąć. Widzę jego uśmiech, który odwzajemniam i spostrzegam, że nie kłamał. Naprawdę dobrze wygląda, jakby wcale nie miał połamanych kilku - jak nie kilkunastu - kości. 
-A może przestaniecie się przytulać i pójdziemy wreszcie do tej biblioteki? - proponuje Rosalie, wcześniej wzdychając. -Mam zajęcia za piętnaście minut, a jak się spóźnię to wiedźma mnie zrówna z ziemią. 
Rose, zniszczyłaś tą chwilę. Dlaczego jej tego nie powiedziałam?! Ah, no tak, ugryzłam się w język. 
Odsunęliśmy się od siebie już całkiem. Znów stałam u boku elfki, a on naprzeciwko nas. 
-Po co do biblioteki? - pyta Dylan marszcząc brwi. 
-Lydia chciała się trochę pouczyć - kwituje ruda, na co szatyn spogląda na mnie dopytującym spojrzeniem. 
-To prawda. Idziesz z nami? - pytam z nadzieją, że odpowie 'tak'.
-Nie - rzuca. -Wybaczcie, ale mam coś do zrobienia z chłopakami. Potem się odezwę, okay? 
Obie kiwamy głową. W tym momencie Black odchodzi na drugi koniec korytarza, gdzie czekają na niego koledzy. 


-Hej Lydia - słyszę znajomy głos, którego właściciel zajmuje fotel obok i przeszywa mnie intensywnym spojrzeniem. 
Niechętnie odrywam wzrok od książki i spoglądam na dziewczynę. Jessica. Zerkam szybko na jej nogę - zagojona... No tak, elfy potrafią robić cuda, jeśli tylko chcą. Pewnie skorzystała z okazji, że siedzę sama, bo Rosalie poszła na zajęcia i teraz czegoś chce. Na pewno czegoś chce. Nie odzywała się do mnie przez tyle czasu, a jak prowadziłam ją do szkoły tamtej nocy nie odezwała się potem ani słowem. Głupie 'dziękuję' mogłaby powiedzieć. Ale nie, bo po co? 
-Jessica - uśmiecham się sarkastycznie. - Chciałaś coś? 
-Tak. 
Wiedziałam. 
-Zamieniam się w słuch. 
-Powiem to raz i mam nadzieję, że dotrze to do ciebie. Masz się trzymać z daleka od Dylana Blacka. Po pierwsze, jesteś walnięta i znowu połamiesz go całego, a po drugie... On. Jest. Mój. Dotarło, czy przeliterować? 
Jestem zszokowana. Dziewczyna, która podawała się za moją przyjaciółkę tyle lat, teraz przychodzi i nie dość, że przeszkadza mi w uczeniu się, to jeszcze żąda, żebym dała spokój jedynemu chłopakowi, który jest dla mnie cholernie ważny. A poza tym, tak mają brzmieć podziękowania za uratowanie jej tyłka przed wykrwawieniem się, albo pożarciem przez resztę głodnych zwierząt? Nawet jeśli miałyby to być walnięte wiewiórki! 
Ona jest białą, nie ma możliwości teleportowania się, bo jeszcze tego nie potrafi, z tego co mówił mi pan Quest. Oni uczą się dwa razy wolniej od nas, bo mają głównie zajęcia teoretyczne - i wcale nie chodzi tam o uczenie się zaklęć. 
-Słuchaj, - mówię spokojnie - gdyby nie ja, zginęłabyś przy tym drzewie, bo nie dałabyś rady dojść do szkoły. Mogłam zostawić cię na pastwę losu, a akurat nikt z uczniów nie wychyla się tak daleko za mury szkoły, tym bardziej w nocy... A co do Dylana, jest moim przyjacielem, nic więcej, więc jak chcesz to sobie go bierz. Ale pamiętaj, że ani on, ani żaden inny chłopak nie jest zabawką czy marionetką, którą chciałabyś kierować... Naprawdę nie mam pojęcia co się z tobą stało w tym miejscu, ale w życiu nie byłaś gorsza. 
Zamykam jej książkę przed nosem, wstaję i wychodzę. W drodze mijam się w Ethanem, który posyła mi uroczy uśmiech i wchodzi do biblioteki. Ciekawe czy on i ta żmija jeszcze się przyjaźnią. Zawsze trzymali się blisko, ale przecież to niemożliwe, żeby teraz mieli ze sobą coś wspólnego. Aura Jessici była ciemna, a jego bardzo jasna. 
Cóż, dowiem się tego tak czy inaczej. 


Autorka: Cześć misiaki ♥ Życzę wam wszystkiego dobrego w nowym roku! Miłości, rozwijania pasji i czerpania z tego radości, szczęścia, hajsów i wszystkiego najlepszego :* Niech ten rok będzie lepszy od poprzedniego <3
To tak na samym początku, a skoro napisałam wreszcie rozdział to od razu go publikuję. Cóż, mamy już zdrowego Dylana - wiem, że się cieszycie z ich wspólnej sceny xd Starałam się opisać ją najlepiej jak potrafię, ale jak zwykle nie wyszło :/ - mamy też jak zwykle cudną Rose no i dwoje bohaterów z początku opowiadania. Jessica od początku była złym charakterkiem, ale teraz będzie gorsza. Co zrobi, by dostać to czego pragnie? Zobaczycie ;* A co z Ethanem? No cóż, póki co nie mam planów odnośnie tej postaci, dlatego może coś zaproponujecie? :))
Ogólnie to nie będę przedłużać. Od razu zaznaczam, że nie mam pojęcia kiedy będzie następny rozdział, ale postaram się żeby rozdziały były tak raz na tydzień/dwa tygodnie.
Pozdrawiam,
Hope

4 komentarze:

  1. Kochana, wrócę jak najszybciej będę mogła :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HEJ!!!

      Wiesz co? Czuję się jak takie, za przeproszeniem, gówno. Ty tak pięknie komentujesz u mnie, wspierasz mnie... A ja co? No właśnie to gówno.

      - Hej, Hope!
      - Co chcesz gówno, Kerry?
      - Wiesz, że okropnie komentuje?
      - Hah, wiem.
      #śmieszne

      Taka chciałam być zabawna, ale mi to nie wychodzi *smuteq*.
      Chcę żebyś wiedziała, że rozdział przeczytałam już (albo aż) dwa dni temu, ale nie chciało mi się komentować, albo po prostu nie miałam czasu, ale raczej to pierwsze.
      #WTF, dopiero teraz zobaczyłam szablon, bo wcześniej byłam na fonie^^. Jejku, cudowny!#
      Ty chcesz, żebym dostała zawału, czy po prostu się zgrywasz, chę? :D) Ta scena z Dylanem <3 gwfagqtqhajhgahsjs <3 Aww *-* Palpitacji serca przez ciebie dostaje! A wiesz, że powinnam Cię zakopać za to, że z nią nie poszedł? :o No i za przerwanie ich chwili -,- Ta Rozali (nwm czy to tak się czyta, ale kiiiit....) ma wyczucie czajsu. No, brawo!
      Jessica. Ugh. Jak ja jej nie znoszę -,- Od początku zdawała mi się dwulicowa! Dorze, że Lydia przeniosła się na wyspę Galahati (wybacz, jeśli źle napisałam *smuteq*) ma więcej znajomych :3.
      Yyyyyy... Nie mam pomysłów :|
      Help me?
      No to maj wena na komentarz the end i dziękuję za uwagę :D.
      Czekam na next i życzę weny :*
      #Reszta koma, gdy przeczytałam notkę#
      Jejku, te życzenia są mega ^.^ Danke. <3
      A ja Ci życzę:
      - Spełnienia marzeń.
      - Dużo hajsu!
      - Żeby ten rok, był lepszy.
      - Facia, jeśli nie amsz, a jeśli masz to dużo przytulasów <3.
      - No i... LOVE. AND. HAPPY. And... zapomniałam jak jest zdrowia XDD. Ale dobra tam, wiesz o co cho :3.
      No to chyba tyle :x
      Tulę,
      Kerry aka Kercia aka Paw aka Ludź

      Usuń
  2. Witam Aniołku.
    Chyba powolutku się zakochuję w nowym opowiadaniu...
    Jestem tutaj pierwszy raz, a ty mnie już urzekłaś pierwszymi 5 linijkami.
    Z ogromną chęcią przeczytam kolejne rozdziały i dodaję do obserwowanych.
    Serdecznie zapraszam do mnie na Message.
    Życzę weny i pozdrawiam xxx

    OdpowiedzUsuń