Dedykowany komentującym! ♥
-Oto siostra tego nieudacznika, który śmiał wstąpić na teren Galahiti! Tylko przez nią, ten człowiek zagraża naszemu domowi!
Krzyki słyszałam z daleka, ale dopiero kiedy podeszłam bliżej, spostrzegłam, co tak naprawdę dzieje się za szkołą. Zebrali się niemal wszyscy uczniowie, przed którymi stała dumna Perrie, coraz bardziej przeze mnie nienawidzona, a obok niej mój biedny brat w podartym ubraniu. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na wroga, w ich oczach płonie ogień, a w sercach zamieszanie. Czułam to. Widziałam ich aury, te jaśniejsze i ciemniejsze, te nasycone i blade. Ludzie zrobili mi przejście. Przeszłam pomiędzy nimi z bólem i złością w sercu. Kiedy mijam Rosalie, ona uśmiecha się pocieszająco, jakby chciała mi powiedzieć, że wszystko będzie okay.. Ale ja wiem, że nie będzie. Nie rozumiałam, dlaczego Pearl tak bardzo mnie nienawidzi, dlaczego mi to robi za każdym razem, każdego dnia.
Podeszłam bliżej. Zatrzymałam się naprzeciwko czarnowłosej kobiety, wzrokiem obdzierającej mnie ze skóry. Co złego jej zrobiłam?
Pewnie za chwilę się dowiem.
-Krzyczysz wniebogłosy, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata, zwołałaś całą szkołę i nauczycieli, - omiotłam grono pedagogiczne obojętnym spojrzeniem - tylko po co? Żeby mnie zmusić do posłuszeństwa, tak jak próbujesz to robić przez cały czas?
Dyrektorka stała się nerwowa. Chaotycznie przerzucała wzrok z uczniów, do nauczycieli i z powrotem, aż w końcu spotkała się z moim. Nie bałam się. Nie mogła wyrzucić mnie ze szkoły, to zbyt nieodpowiedzialne, a tym bardziej, ta decyzja nie należała do niej. Miałam moc, by się bronić. Miałam też niewypalony język, żeby pyskować.
-Twój brat jest zagrożeniem dla tego miejsca. Powinnam była go zabić już kilka dni temu.
-Nie - warknęłam. -Powinnaś była wymazać mu wspomnienia i wysłać do miejsca, z którego tu przybył. Zabijanie to nie sposób na rozwiązanie problemu, tylko kaprys, który tak łatwo zaspokoić... Chcesz mnie zmusić do szybszej nauki i wykonywania zadań, które mi powierzysz? Zrób to w inny sposób, ten nie działa.
Kątem oka zauważyłam, jak Rose puszcza mi oczko. Stała obok Dylana, oblewającego mnie dumnym spojrzeniem. Czułam jego obecność najmocniej ze wszystkich. On był dla mnie czymś, co dodawało mi odwagi i pewności siebie, nawet pomimo ciągłych tajemnic.
Uniosłam głowę ku górze niczym paw i utkwiłam wzrok na dyrektorce, która zaraz zeszła z podestu. Nareszcie odeszła od Austina. Kobieta znacznie zmniejszyła dzielącą nas odległość i zasyczała:
-Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, kiedy tylko będę miała większą władzę, wylecisz stąd, a twoje moce obrócą się w pył. Zrozumiałaś? Nie toleruję takiego zachowania wśród uczniów.
-To ty powinnaś spojrzeć w lustro i zobaczyć, ilu ludzi już tu obraziłaś. Myślisz, że jesteś najważniejsza i dlatego masz nadęte ego... Nie jesteś. Ja pytam tylko, co stało się z kobietą, która kochała to miejsce i ludzi, którzy w nim żyli - powiedziałam z żalem.
Pearl milczała, zbyt długo, by stwierdzić, że dalej chce się kłócić. Skinęła do Questa i po chwili zniknęła. Pozostał po niej tylko czarny dym, sugerujący, że należy do tej silniejszej grupy czarowników.
Wyłapując wzrokiem ostatnie ślady po dyrektorce, zastanawiałam się, czy moje słowa aż tak bardzo zabolały, że postanowiła uciec? Jak bardzo wredna jestem, jak bardzo przejęła się moim życiem? Dlaczego wciąż próbuje mi je zatruć, skoro ma już to, czego chciała? A mianowicie przewagę nade mną. Ma mojego brata i władzę nad przyjaciółmi... Czego jeszcze jej potrzeba do szczęścia, o ile tacy ludzie kiedykolwiek się uśmiechają.
-Lydia, idziemy na zajęcia - nauczycielka złapała mnie za rękę i natychmiast przetransportowała daleko stąd.
-Jeszcze raz... Dobrze ci szło, ale musisz się skupić. Nie myśl o niczym innym!
-Próbuję!
Zamknęłam oczy i starałam się uspokoić myśli, uczucia oraz oddech. Wszystko to było potrzebne do prawidłowego wykonana zaklęcia - według Layli. Czułam w sobie niesamowitą moc. Kojący dotyk magii, mojej magii. Wreszcie na mojej ręce pojawił się płomień, otwierając oczy stwierdziłam, iż jest bardzo mały, więc zdecydowanie powiększyłam jego objętość. Śmiałam się dzięki zabawie z żywiołami, to jest coś, co zawsze chciałam umieć, odkąd zostałam tym, kim jestem.
-Dobrze, teraz spróbuj zapanować nad powietrzem, to nie jest trudne, ale bardziej skomplikowane. Podstawą jest spokój, jeśli będziesz zdenerwowana, możesz naruszyć równowagę natury, wywołać straszny wiatr, a w najgorszym wypadku zabić człowieka... - otworzyłam szerzej oczy. -Właśnie dlatego powtarzam, żebyś była spokojna. Nic nie może naruszyć twoich myśli.
-Dlaczego mam przestać o czymkolwiek myśleć? Przecież czarownice mogą myśleć o najgorszych rzeczach, a jednak im wychodzi - powiedziałam, zanim zaczęłam trenować.
Layla zmarszczyła brwi.
-Bo jesteś początkująca i nie potrafisz skupić się nawet na tak łatwym ćwiczeniu. Dopiero kiedy opanujesz swoje emocje i siłę, wtedy nie będę ci kazała aż tak się koncentrować.
-Świetnie - podsumowałam. -To kiedy to będzie?
-Proponowałabym dużo medytować, to pomaga... Ale teraz nie o tym. Skup się i rób, co mówię!
Kiedy już chciałam zacząć, usłyszałam krzyk dochodzący z lasu. Obejrzałam się za siebie, kiedy Layla nasłuchiwała dalszych krzyków. Spostrzegłam Rosalie biegnącą w naszym kierunku. Długie rude włosy przysłaniały jej połowę świata, ale mimo to biegła dalej, przeskakując wszelkie wyboje, kamienie, kwiaty i krzewy. Musiałam przyznać, że dziewczyna ma zaskakująco dobrą kondycję. W końcu dobiegła, zdyszana i zmęczona, chciała powiedzieć choćby kilka słów, ale wydawało mi się, że ma z tym problem przez strasznie szybkie oddychanie.
-Spokojnie, Rose. - Uśmiechnęłam się. -Coś się stało? - Elfka pokiwała energicznie głową. Szukała odpowiedzi u nauczycielki, ale otrzymałam tylko wzruszenie ramionami, więc powróciłam do przyjaciółki, która z sekundy na sekundę uspokajała oddech.
-Lydia, posłuchaj - wyprostowała się i jeszcze raz zaczerpnęła powietrza, tym razem spokojnie. -Po tym jak Pearl zniknęła, a wy poszłyście tu do lasu, zrobiło się straszne zamieszanie. Wszyscy szeptali między sobą, nauczyciele również o czymś zawzięcie rozmawiali. Domyślałam się, że szykuje się coś złego i Dylan w sumie też to wiedział, poznałam po wzroku...
-Do rzeczy!
-Nie pośpieszaj mnie - rzuciła zniechęcona. -W końcu pan Quest wszedł na podest i powiedział, że trzeba rozwiązać kilka spraw. Natychmiast... po czym spojrzał na twojego brata, wijącego się z bólu na poboczu i dodał, że on i pozostali nauczyciele mają zamiar wysłać Austina do jego domu, zgodnie z zasadami, zabierając mu wszelkie wspomnienia związane z wyspą i tym, jak się tu dostał.
-I zrobili to?
-Teoretycznie tak.
-Jak to "teoretycznie"? Zrobili to czy nie? - dopytałam zniecierpliwiona i chwyciłam przyjaciółkę za ręce. -Powiedz mi, Rose.
-Już go tu nie ma i nigdy nie będzie. - Odetchnęłam z ulgą, nawet jeśli nie mogłam się z nim pożegnać, najważniejsze, że jest bezpieczny. Layla posłała mi tajemniczy uśmiech, jakby od początku wiedziała, że zamierzają to zrobić, ale mimo wszystko nie brała w tym udziału. Dlaczego? -Ale, Lydia... on cię nie pamięta - wyrzuciła z siebie elfka, cichym dołującym głosem.
-Co?
-To znaczy... Pamięta to, jak byłaś mała, kiedy się tobą opiekował. Pamięta też starsze lata, zawoził cię do szkoły, kłóciliście się, ale byliście rodzeństwem...
-Co potem? - spytałam tak, jakbym wcale nie chciała poznać odpowiedzi. O to pytanie. Chcę ją usłyszeć, czy nie bardzo?
Rosalie westchnęła głośno, przymknęła zielone oczy tylko po to, by zaraz je otworzyć i powiedzieć:
-On myśli, że nie żyjesz.
Poczułam się strasznie, ciarki i chłodny wiatr pozwalały mi wierzyć, że to nie sen. Zakryłam usta dłońmi, czując chęć rozpłakania się na dobre i zamknięcia w swoim pokoju. Ale z drugiej strony, miało to też swoje plusy. Austin był bezpieczny, nic mu nie groziło, mógł założyć własną rodzinę i żyć, jak normalny człowiek, nawet w żałobie po jedynej siostrze...
-Lydia, wszystko w porządku? - usłyszałam kojący głos nauczycielki, stanęła przede mną, spojrzała w oczy i potarła delikatnie dłońmi moje ramiona. Rose spuściła głowę.
Pokiwałam niepewnie głową.
-T-tak, mój brat jest bezpieczny, a to jest najważniejsze...
-...ważniejsze od faktu, że myśli, że nie żyjesz - dokończyła za mnie ruda, unosząc głowę.
Posłałam jej delikatny uśmiech.
-To bez znaczenia - powiedziałam, starając się brzmieć przekonująco. -Jestem czarodziejką, nigdy nie będę miała normalnego życia, nigdy nie wrócę do normalnego świata. Jeśli Austin myślałby, że wciąż żyję i jestem gdzieś na tym świecie, szukałby mnie do śmierci... A ja tego nie chcę. Jestem bytem nadprzyrodzonym, nie mam prawa żyć z nim, z tego powodu, lepiej, żeby pogodził się z moją śmiercią.
MAŁPA JEST NA TOPIE ^.^
OdpowiedzUsuńHeeeeeej! :D
UsuńMałpa jest szalona i przyleciała na statku :3
Małpa wie, że to głupie XD
Małpa nie wie czemu wciąż nazywa się małpą :c
Kicha.
Rozdział wcale nie jest nudny i krótki :*
Peral (czy jak tam się pisze twoje imię) ale z ciebie sucza! -,- Chcesz gonga? Okey, już załatwiam! *buźka diabełka*
Rozdział posiada tylko jeden minus... Łer is Dylan?! No dobra miał te swoją scenkę, tam na podeście (znaczy... no gdzieś tam obok. Ćwok wie, że Małpa jest skomplikowana :D) no, ale to się nie liczy ^.^
Ja. Chcę. Mojego. Męża. I. Ewentualnie. Może. Pocałować. Lydię. I. Będzie. Dyldia. Ale. Tylko. Wyjątkowo. *-*
Małpy nie ogarniesz, Ćwoku :*
WoW :o Lydia uczy się panowania nad żywiołami o.o
Lydia: Umiem władać ogniem!
Małpa: A ja panuje tylko nad bananami o.o
*taki suchar z kategorii nieśmieszne*
Jak Ros biegła do niej, to ja myślałam, że zdechnę ze śmiechu XD Już sobie ją wyobrażałam, biegnącą przez las z tymi długiiimi włosami :D *Wyobraźnia Małpki ^.^*
Brat Lydii jej not pamięta :'c R.Y.C.Z.Ę.
No, ale lepsze to, niż mieliby Go tutaj (na wyspie) trzymać... Łe tam i tak ryczę ;-(
Ech. Ni ma notki, ni ma jej recenzji :c.
A kto chciał rozdział? JA! I kto go dostał? JA! Jaka Małpa jest mądra :D)
Ćwoku, życzę Ci duuużo weny (na grafikę i ogółem na wszystko) :*
Tulę,
Kerry aka Kercia aka Paw aka Ludź aka MAŁPA
#Yo♥
OdpowiedzUsuńCześć <3
OdpowiedzUsuńNie zajmuje sobie miejsca, bo wiem, że nie wrócę xD
Wiem, że sobie myślisz ''Oh, tak latała za tym opowiadaniem, a teraz ani słowa po sobie nie zostawi''
Może przesadzam z tym przepraszaniem, ale taka jestem xD I mnie się nie pozbędziesz ;-)
Może dziś napiszę jakiś poprawny komentarz xDDD
Kill me now xD
^^ Nie wiem dlaczego to napisałam xD^^
Jest mi naprawdę szkoda brata Lydii :-c Ta Pearl to suka xD o.O
Niech wymaże mu tą pamięć, i problem z głowy! Nic prostszego ;-D Tylko ta baba ma jakieś chumory jak baba w ciąży xDDD
Z relacji Dylana i Lydii, mogę stwierdzić, że są razem! Ten pocałunek w poprzednim rozdziale??? No, po prostu Fantastic!!
Dobra, trzeba przygotować melanż na cześć Lydylan(?)
pomińmy fakt, że to jest słabe imię ^^ Nie bij! xD
Moja ulubiona para są TOGETHER!
^^ I właśnie tutaj, jest problem. Nie napisałaś że Dylan i Lydia są razem w notce - której nie ma :c Ja lubię czytać notki xDDDD
Dziwne to, no ale zawsze zaczynam od notek xDDD
Oh jprdl.......
Ale się porobiło z bratem Lydii o.O
Layla to fajna babka xDDD Marudna, ale fajna ;-)
Dobrze, że Austina wysłali do normalnego świata. Szkoda tylko że nie pamięta nic i myśli że Lydia nie żyje :-ccc
Ja idę spać xD
Buziaki ;*
Aria xx
Nadrabiam. Powoli nadrabiam. Ale nadrobię. Obiecuję.
OdpowiedzUsuńCześć jestem tu nowa!
OdpowiedzUsuńAle nadrabiam w czytaniu
Blog genialny!
Opowiadanie genialne!
Wszystko genialne xD