14.06.2016

27. I don't know



Spodziewam się wszystkiego. Tego, ze wyspa może zacząć się niszczyć; że morze nas zaleje; że na plażę wpadnie wściekła Layla i karze mi się uczyć zaklęć; że żaby zaczną magicznie zlatywać z nieba. Ale nie tego, że przestraszy mnie jakiś ruch w tle, zwłaszcza, że za nami są tylko nasi przyjaciele. Instynktownie obracam się i zauważam, że Rose podnosi głowę, rozgląda się wokół i poprawia sobie rękami włosy, bo zasłaniają jej cały obraz rzeczywistości. O ile bycie tutaj można nazwać rzeczywistością. Nie patrząc na Sean’a zrywam się z miejsca i biegnę do przyjaciółki. Woda leje się z moich ciuchów jak z mokrej kaczki, ale niezbyt mnie to obchodzi. Rose zauważa mnie dopiero po chwili i marszczy brwi.
- Czemu jesteś mokra? – pyta mnie, jakby wcale nie obudziła się dwie minuty temu. O stówę się założę, że boli ją głowa, a ona ma to gdzieś. Elfy potrafią być takie irytujące… czego nie powiem o czarownikach – są gorsi. – A tak na marginesie, co ja tu robię?
- Shhh…! – Uciszam ją, żeby nie pobudziła reszty, bo będzie tu ładny sajgon. Szukam wzrokiem Hale’a. Stoi wyprostowany z głową podniesioną ku górze i dumnym spojrzeniem, którym prawie mnie pożera. Oddychaj, Lydia! Kiwam głową, żeby przyszedł i mi pomógł. On kręci głową z dezaprobatą, ale zaraz przychodzi. Rose patrzy na mnie tak, jakbym mówiła do niej po chińsku. – Po prostu, nie obudź ich. Okay?
- Gdzie ja, do cholery, jestem i dlaczego mam piasek w butach? W butach to mało powiedziane, mam go dosłownie wszędzie – bulwersuje się elfka.
W sekundzie Sean pojawia się obok mnie i z uniesionymi brwiami przygląda się dziewczynie. Cóż, Rosalie wygląda, jakby właśnie obudziła się po kilkudniowej drzemce w środku dżungli. Włosy sterczą jej na wszystkie strony, wymięte ubrania rzucają się w oczy bardziej, niż poplamiona alkoholem bluzka Aiden’a.
- Obyś miała dobry powód, żeby mnie tu ściągać. – Posyłam chłopakowi spojrzenie, które mogłoby zabić.
- Pomóż mi z nią. – Proszę go, podając Rosalie rękę i pomagam jej podnieść się z piasku. Sean zręcznie ją ode mnie odbiera i prowadzi w kierunku mola podtrzymując ją w talii. Doskonale wiem ile go to kosztuje, bo nie pisał się na charytatywne pomaganie ludziom niezdolnym do jasnego myślenia, a zwłaszcza tym, którzy sobie na to zapracowali, ale nikt go do niczego nie zmusza, prawda? Nie jest wobec mnie jakoś zobowiązany, ani nic w tym stylu. Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że moglibyśmy stać się przyjaciółmi, gdyby tylko nie działał na mnie jak magnez i gaz pieprzowy w jednym.
Jeden kłopot mam prawie z głowy. Rosalie otrząśnie się, doprowadzi do porządku, zacznie normalnie myśleć i mi pomoże z resztą. Sean będzie wolny i wszyscy będą zadowoleni. Trzeba tylko pobudzić ich wszystkich, zanim Thomas rozpocznie lekcje i urządzi połowie szkoły rundkę po plaży. Wtedy będziemy mieli niezły ubaw, bo wątpię w to, że trener będzie skłonny do pomocy w sprzątaniu.
Drugim problemem jest właśnie sprzątanie. Tyle naznosili tu tych pni, drewna i kamyków, że głowa mała. Gdzie nie spojrzę, wszędzie walają się butelki po sokach, alkoholach i całej reszcie tego świństwa. Gdybym miała super moc sprzątania wszystkiego za jednym zamachem, byłoby świetnie. Ale niestety jestem tylko niezdarną czarownicą, która nie potrafi wysiedzieć przy księdze zaklęć dwie godziny. Zdecydowanie nie mam siły tego sprzątać, ale raczej nie mam wyjścia.
- Obudzisz ich, czy mam cię wyręczyć? – Słyszę znany mi głos za plecami. Prycham.
- Zależy od tego, jak brutalna będzie pobudka. Wiesz, chciałabym dożyć do jutra.
- Ty przeżyjesz, ale co do nich to nie miałbym pewności.
- Nie rób tego – mówię rozbawiona i obracam się do Sean’a twarzą. Lustruje moją twarz z nieodgadnionym wyrazem twarzy, niby jest skupiony, ale jakby zaintrygowany. Przyglądam mu się z gasnącym uśmiechem na ustach, doskonale zdaję sobie sprawę, jak bardzo utrudniam nam obojgu pracę. Za każdym razem, gdy tak na mnie patrzy, uczę się jak oddychać. – Co z Rose? – pytam, żeby przerwać ten dziwny moment.
Sean spuszcza głowę, by zaraz wskazać mi, gdzie jest moja przyjaciółka
- Będzie dobrze, elfy są niezwykle wytrzymałe.
- Mówisz, jakby obudziła się po randce z halucynacjami. Po prostu się upiła i widać tego skutki. – Chcę odejść, ale on zręcznie łapie mnie za nadgarstek. Patrzę na jego dłoń i wcale nie chcę, żeby ją zabierał, może dlatego tak boli mnie każdy nerw w moim ciele. – Pójdę do niej.
Odchodzę od niego z emocjonalnym bólem, frustracją i przegraną. Przegrywam ze sobą za każdym razem, kiedy mu na to pozwalam. Dylan jest tym, którego kocham i którego potrzebuję, dlaczego więc Sean jest taki… skomplikowany? Powinnam od razu się wyrwać i na niego nawrzeszczeć tak, żeby nawet Rosalie usłyszała, ale nie zrobiłam nic.
Nie oglądaj się za siebie, idiotko!
- Jak się czujesz, Rose? Boli cię coś? – Mój głos jest spokojny, spodziewałam się czegoś innego.
- Oprócz pleców, nóg i głowy to nic. – Uśmiecha się promiennie. W blasku słońca jej włosy mienią się pięknym rdzawym kolorem, a twarz nie jest aż taka zmęczona jaka mogłaby się wydawać w nocy. – A co z tobą? Masz straszne worki pod oczami i widocznie coś cię gryzie. To ma związek z Sean’em? Widocznie się ciebie słucha, a to ostatnie, czego bym oczekiwała. Oczywiście pomijam fakt, że tylko wasza dwójka jest przytomna.
- Wszystko w porządku – mówię z wyraźnym zawahaniem w głosie i modlę się, żeby Thyles tego nie zauważyła. Kiedy na nią zerkam, wciąż się uśmiecha i moczy nogi w wodzie, więc chyba ból głowy nie pozwala jej wychwytywać niewyraźnych szczegółów, które normalnie nigdy nie przeszłyby obok nie niezauważone. Nie wiem czy to ogóle cała rasa elfów, czy tylko ona jest taka wyczulona na wszystko co się dzieje wokół. – Przynieść ci tabletki z pokoju?
- I przy okazji narazić się na nauczycieli? Nawet o tym nie myśl – rzuca bezceremonialnie i poklepuje dłonią miejsce obok siebie. – Zaraz mi przejdzie.
Siadam posłusznie na drewnie i tak jak jej, moje stopy zanurzają się w ciepłej wodzie. Wodzę wzrokiem po okolicy. Wyłapuję Sean’a i Jacoba, który przeciąga się leniwie. Najwidoczniej tylko jego zdążył obudzić. Rozmawiają ze sobą, Jake się śmieje.
Wzdycham, odrywając od nich wzrok.
- Pozwolisz, że o coś spytam? – Słyszę melodyjny głos elfki. Przez ten cały czas przygląda mi się z zaciekawieniem. – Tyle, że ty już znasz to pytanie. I nie chodzi o to, że chcę cię podręczyć, choć to też zabawna rzecz, ale przez odpowiadanie mi sama sobie coś uświadamiasz. – Unoszę brew. – Powiedz mi, co czujesz do Sean’a?
Biorę głęboki wdech i instynktownie spoglądam w Jego stronę. Siedzi z Jake’iem na jednym z dłuższych pni i rozmawiają, ale nie dane mi jest wiedzieć na jaki temat. Moja uwaga skupia się na nim: na jego gestach, zachowaniu, postawie, urodzie, uśmiechu. Zaciskam dłonie na drewnie. Co mam jej odpowiedzieć? Że kiedy na mnie patrzy; kiedy mnie dotyka, zapominam jak oddychać? Że przyciąga mnie jak magnez zawsze, kiedy pojawia się na moich oczach? Że choć chciałby mnie zabić, bo tak się przeze mnie męczy, wolałby za mnie zginąć?
W końcu widzę, jak Hale (z pomocą Jake’a) budzi Dylana; mojego chłopaka. Widzę jak i on się przeciąga, ma słodko rozczochrane włosy i twarz jak u dziesięciolatka, który nie wie co się dzieje, bo wsadzili go do karuzeli i za późno wyciągnęli. Black rozgląda się wokół, wyłapuje mnie i uśmiecha się szeroko, po czym pozwala sobie pomóc wstać.
Mój problem polega na tym, że kiedy stałam tam z Sean’em, nawet nie spojrzałam na Dylana. Moim umysłem zawładnął tylko ten szatyn, który świdrował mnie wzrokiem. Mój problem polega na tym, że nie wiem co się dzieje, bo jeden z nich potrafi zawładnąć całą mną, sprawić, że zapomnę o otaczającym nas świecie, ale jeszcze pozwala mi na wycofanie się z hipnozy i ucieczkę. Problem tkwi w tym, że tylko jeden z nich zawsze pojawia się wtedy, kiedy kogoś potrzebuję.
- Nie wiem.

*

- Jeśli chcesz cos powiedzieć, powiedz to teraz i nie bawmy się w tą głupią grę. To naprawdę mnie męczy, a ty wciąż milczysz. Po prostu wysiadam emocjonalnie i nie wiem, czy potem się pozbieram, więc zabij mnie teraz, okey? Tak będzie… lepiej.
Laila wysoko unosi brwi, po czym lustruje mnie skupionym wzrokiem od stóp do głów. Jej wyraz twarzy mnie przeraża. Wygląda, jakby miała mi do powiedzenia coś, co zmieni moją przyszłość, a jednocześnie nie wie, czy powinna to mówić. Nigdy nie rozumiałam tej kobiety. Nigdy nie widziałam bardziej pewnej siebie i zdecydowanej czarodziejki. Chciałam być taka jak ona, ale jednocześnie wiedziałam, że nigdy nie będzie mnie na to stać. Bo dlaczego miałabym być poważna, skoro inni robią to lepiej?
W końcu zastanawiam się, czy nie usiąść na skórzanym fotelu po drugiej stronie biurka Laili, ale szybko rezygnuję z pomysłu widząc, że przez okno macha do mnie Dylan. Jeszcze bardziej się niecierpliwię. Milczenie mnie zabija, a już i tak ledwo żyję. Wracając z biblioteki, zostałam zawołana do gabinetu swojej nauczycielki i tak tu stoję jak ten kołek przez kolejne minuty.
Nie podoba mi się taki układ. Wolałabym wyjść teraz z Dylanem.
W końcu Laila odchrząkuje znacząco i prostuje się na fotelu.
- Posłuchaj, Lydia. To nieuniknione, że wyspa się rozpada i nikt z nas nie może tego zatrzymać. Ani ja, ani ty, ani Sean lub ktokolwiek z mrocznych. Jednak niektórzy z nas mogą się uratować i…
- Dlaczego nie wszyscy? – Wchodzę jej w słowo. Niegrzeczne, ale nie mogłam się powstrzymać. – Dlaczego tylko wybrani mają przeżyć? Nikt nie wybierał swoich mocy. To niesprawiedliwe, że biali nie mogą się ratować, bo ich magia im na to nie zezwala. A co z elfami? Oni też mają zginąć?
- To nie twoja wina, Lydia. – Laila rzadko się śmieje. Teraz to już chyba jakaś przesada. Jej twarz jest niczym porcelana. – Musisz to zaakceptować. Postaram się uratować jak najwięcej osób, ale nie mogę przeceniać swoich możliwości. Ty również… Sęk w tym, że musisz więcej ćwiczyć. Zaklęcie musi być wypowiedziane perfekcyjnie – jeśli się zająkniesz, wszystko zepsujesz. I nie obchodzi mnie jak mało zostało ci czasu dla znajomych. Jeżeli przeżyjesz, spędzisz z nimi następne stulecia.
- O czym dokładnie mówisz? – spytałam. – Szczerze mówiąc, byłam przygotowana na coś ciężkiego.
- Nie mamy czasu na ogniska i zabawy. A ty nie możesz chodzić struta po szkole, bo jeśli tak będzie, to nic ci się nie uda – oznajmia bezceremonialnie czarodziejka.
Auć. Zabolało.
- Uporządkuj swoje sprawy jak najszybciej. Musisz być gotowa w każdej chwili.
- Zrobię co mogę – obiecałam.
Ale to nie wystarcza. Nie Laili.
- Nie obchodzą mnie obietnice. Musisz zrobić to, co do ciebie należy i nie zastanawiać się nad tym, co mogłabyś spieprzyć. Tu nie ma miejsca na pomyłki, a ja oczekuję od ciebie całkowitej równowagi i skupienia. Jeśli chcesz uratować chociaż kilkoro ludzi, zrobisz co do ciebie należy. Emocje nie mają żadnego znaczenia.
Czując, że nie mam innego wyjścia, zgadzam się i wychodzę z gabinetu nauczycielki. Wcześniej Laila wydawała się być idealną nauczycielką, teraz może też taka jest, ale nie ma w niej cienia emocji. A po co żyć, skoro nie można czuć i zważać na swoje serce? To ona, Pearl i cały pozostały skład nauczycieli decydują o naszych losach. W jakiś sposób dowiadują się rzeczy, które mogą być przydatne. Niewiedza w tej sytuacji jest najlepszym wyjściem. Ja nie chcę wiedzieć. Ja chcę zrobić to co do mnie należy i nie czuć wyrzutów sumienia, bo nie robię tego całą sobą.
Przypominam sobie, że Sean będzie obok mnie wypowiadał te same słowa, też będzie musiał być skupiony – choć jemu przychodzi to zadziwiająco łatwo. Dlaczego ja nie działam na niego tak, jak on działa na mnie? Dlaczego musi być jakaś zależność. Ktoś musi być słabszy, żeby ktoś mógł być silniejszy. Ktoś musi być głupi, żeby ktoś mógł być mądry. Ktoś musi zabijać, żeby ktoś mógł ratować. Wszyscy mroczni będą musieli zrobić to, co do nich należy bez mrugnięcia okiem. Jak ja spojrzę na tych, których nie damy rady uratować? Co się z nimi stanie? Gdzie trafią? Czy w ogóle jest jakieś miejsce, do którego mogliby trafić bez zaklęcia, czy czego na nich tylko śmierć?
Nie mogę o tym myśleć. Nie mogę sobie tego wyobrazić.
Wychodzę przed budynek, wcześniej potykając się o własne nogi. Nie ominęły mnie rozbawione spojrzenia kilku elfów i białych. Przyzwyczaiłam się do panującej atmosfery. Śmiejemy się z siebie nawzajem, możemy się nienawidzić, ale w końcu dzielimy podobny los.
- Jesteś. – Wpadam w ramiona swojego chłopaka i uśmiecham się łagodnie, kiedy przytula mnie do siebie z całej siły, a potem całuje w policzek. Wygląda na zadowolonego. – Myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz. Czego chciała Laila? Ma dla ciebie kolejne książki? – Idziemy w głąb lasu.
- Tym razem to niestety nie książki. – Naprawdę żałuję, że to nie książki. Może nie miałabym z tym takiego problemu. – Laila chce, żebym dała z siebie wszystko podczas finałowego zaklęcia. Jeżeli tylko chcę uratować określoną liczbę ludzi… zresztą nieważne. Nie chcę teraz o tym rozmawiać.
A tym bardziej nie o tym, co robiłam, kiedy on spał.
- Jestem pewien, że dasz sobie radę. Kto jak nie ty?
- Pewnie ty. – Uśmiecham się. – Jake i Sean. Cała nasza czwórka musi dać z siebie wszystko co tylko możliwe.
- Uda nam się. 
Dylan łapie mnie za rękę i splata nasze palce. Zerkam na nie i oddycham głęboko, nerwowo. To nie jest to co wcześniej. Kocham Blacka i wiem o tym, czuję to, ale to nie jest to co na początku, kiedy przechodziły mnie dreszcze na samą myśl o nim; kiedy sama jego obecność sprawiała, że moje serce przyspieszało; kiedy nie mogłam się doczekać, by go zobaczyć. Gdzie to zniknęło?
Mija chwila, zanim podnoszę głowę i spoglądam na jego twarz. Jego oczy są takie żywe i szczęśliwe, a ja mam mętlik w głowie. Nie wiem co ze sobą robić. Mrugam oczyma i tym razem stoi przede mną Sean. Niemalże odskakuję od chłopaka – on się nie uśmiecha, nie trzyma mnie za rękę; patrzy na mnie oczami przepełnionymi tajemnicą niczym u pumy, hipnotyzuje mnie swoją postawą. Wstrzymuję oddech. Mrugam raz jeszcze i widzę uśmiechającego się do mnie Dylana, kurczowo trzymającego moją dłoń.
Co to było?
Dlaczego widziałam Sean’a tam, gdzie nieprzerwalnie powinien być mój chłopak? Dlaczego tak na mnie patrzył, jakby chciał, żebym coś powiedziała? Powiewa chłodniejszy wiatr, Dylan prowadzi nas na plażę. Chyba nic nie zauważył, skoro nie reaguje. Od razu zastanawiam się, od kiedy przestał być „mrocznym Dylanem” i zamienił się na tego lepszego. Kiedyś wyglądał jak wojownik zdolny obronić mnie w każdej możliwej chwili, nie uśmiechał się, niemal zabijał swoim spojrzeniem. Był odwzorowaniem Sean’ a – nie ukrywajmy. Wtedy bardziej się przyjaźnili.
Nie było mnie pomiędzy nimi.
- Myślisz, że spotkamy się po drugiej stronie? – pyta szatyn, i rozłożywszy koc na piasku, kładzie się na nim.
- Kto wie?


*****

Witam ;*
Wiem, że dawno był rozdział, ale szczerze mówiąc jest wcześniej niż przypuszczałam, że będzie, ponieważ łaskawie sobie przypomniałam o jego wersji roboczej w Wordzie. Miałam coś dopisywać, ale chyba nie mam na to siły ani nerwów... ani czasu. Ogólnie panuje jakiś rozłam mojej weny i chęci. Ostatnio wiele się dzieje, a ja muszę zająć się własnymi osobistymi sprawami. Moje życie prywatne zawsze będzie przed pisaniem i grafiką. A poza tym moje wszystkie pomysły gdzieś uciekły. Tyle dobrze, że w szkole już lżej bo w piątek konferencja :d
U Was też w piątek? A od piątku (właściwie to już) taki luz, że masakra... Nic tylko spać na lekcjach, co powoli zaczynam praktykować xD Już tylko jutro taki normalniejszy dzień, a potem ulga.. tak bardzo się z tego cieszę, choć nie odliczam do wakacji - inni robią to lepiej c: Ale ogólnie to nareszcie odeśpię te dziesięć miesięcy szkoły :D Czy można prosić o więcej? xD

Okay, już kończę... ;p
Do następnego! (oby nie za miesiąc)
Cherry

4 komentarze:

  1. Wow, po prostu mega *o*
    Wrócę jak ochłonę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nadal nie ochłonęłam XD
      Jedyne co mogę napisać to to, że piszesz cudownie i, że z niecierpliwością czekam na next <3

      Usuń
  2. Ale Akcja?!??
    Wow wątek z tym rozdziałem jest taki fantastyczny!!!
    Kurde no muszę powiedzieć że Lydia zaczyna mnie powoli denerwować...
    Niech się w końcu określi
    Niby kocha Dylana a odsuwa się od niego i go olewa myśląc tylko o jego przyjacielu!!
    To jest nie fair w stosunku co do obu chłopaków ;/

    Niby to Dylan jest jej chłopakiem a w ostatnich rozdziałach prawie wogóle go nie ma, nawet rzadko jest wspomniany a teoretycznie większość akcji uczestniczy Sean ;/
    A myślałam, że kiedy w końcu Lydia i Dylan zdecydują się być razem to naprawdę będzie wyjątkowa i silna więź =.=
    Rozdział naprawdę cudowny ! <3
    Nie potraktuj moich narzekań jako hejt czy coś, po prostu jestem #teamDylan XD

    Wgl wątek z obrazem skojarzył mi się z Harrym Potterem <3

    Ja na miejscu Lydii zaczęłabym bardziej panikować z powodu rozpadającej się wyspy a nie tego, że objawiła jej się zmarła czarodziejka. No w końcu to magiczny świat!!
    A no i jeszcze dowiedziała się, że jest pewnego rodzaju wybrańcem, jest wyjątkowa
    Czyżby uratowanie wyspy zależało od niej ? O.o

    Nie mogę doczekać się nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale schlapałam, napisałam komentarz pod złym rozdziałem ^^
      To miało być pod następnym rozdziałem

      Usuń